Podróżowanie kamperem z dzieckiem. Lila Poszumska i Arek Wójcik
Jak przygotować się do podróży kamperem?
Czym różni się podróżowania kamperem po Stanach, Japonii i Europie?
I dlaczego warto choć raz wybrać się w rodzinną podróż domem na kółkach?
Gośćmi 63. odcinka podcastu są Lila Poszumska i Arek Wójcik, autorzy książki, „Czy leci z nami królik”, którzy wraz ze swoją córką Gabi są bardzo rozpodróżowaną rodziną. Tak bardzo, że tę rozmowę nagrywaliśmy właśnie w ich kamperze, zaparkowanym przy plaży w Mechelinkach:
I choć za oknem jesień, na świecie króluje koronawirus, to mam nadzieję, że dzisiejszy odcinek, pełen podróżniczych opowieści wleje trochę ciepła w Twoje serce i kto wie, może zainspiruje do nowej kamperowej przygody w przyszłym roku.
Aby wysłuchać podcastu na tej stronie, użyj poniższego odtwarzacza. Zobacz jak słuchać podcastów wygodniej.
Pobierz mp3 | Słuchaj na: Spotify, iPhone, Google Podcasts lub innych aplikacjach na Androidzie.
Goście odcinka
Lila Poszumska i Arek Wójcik
Książka dla rodzica
Napisana przez Lilę i Arka
Czy leci z nami królik
Spis treści
Podróżowanie Kamperem po USA
Cześć. Witam wszystkich bardzo serdecznie. Tym razem ze studia mobilnego, czyli z kampera, który ma swojską nazwę Kamper Madagaskar, o czym za chwilę powiemy dlaczego. Natomiast moimi gospodarzami są Gabi, Lila oraz Arek. Jakbyście się mogli przedstawić i powiedzieć kim jesteście?
Lila: Cześć. Mam na imię Lila Poszumska.
Arek: Arek Wójcik.
Gabi: Gabi Wójcik.
Lila: Jesteśmy normalną rodziną z Gdyni. Tak się składa, że taką rodziną trochę zafiksowaną na punkcie podróżowania i kamperowania. Pochodzimy z Gdyni, prowadzimy bloga podróżniczego i kamperujemy.
To chyba nie jest jednak taka normalna rodzina? Chyba, że ja takich nie znam, bo jesteście jedyną kamperową rodziną jaką znam. Skąd ta miłość do kamperów się u Was wzięła?
Arek: Przypadek, jak często w takich sytuacjach. Mieliśmy plan pojechać na Alaskę i próbowaliśmy w jaki sposób (nie myśląc w ogóle o tym kamperze) tą Alaskę zwiedzić. Jak wiadomo Alaska jest gigantyczna, 5 razy większa niż Polska. Jest dzika, piękna, ale odległości pomiędzy najbliższymi miastami są po pierwsze gigantyczne, a po drugie – te miasta to czasem są 4 budynki na skrzyżowaniu. A więc z jednej strony chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej, a z drugiej strony nie za bardzo jest tam baza, gdzie można przenocować. Namiot oczywiście odpada, bo jest chociażby bardzo dużo niedźwiedzi, wilków.
Lila: Poza tym byliśmy z 3,5 latką, więc to był jakiś warunek, dla którego namiot nie wchodził w rachubę.
Arek: No i tak popatrzyliśmy jakie są opcje i zobaczyliśmy – a może kamper? Spróbowaliśmy i się zakochaliśmy. Alaska kamperem to było chyba najlepsze miejsce do tego, żeby się zakochać w jeździe kamperem. W ogóle jazda kamperem po Stanach Zjednoczonych jest czymś ultra radosnym, łatwym w każdym aspekcie, ponieważ drogi są szerokie, wszystkie miejsca parkingowe są bardzo szerokie. Czy to przy centrach handlowych gdzie trzeba od czasu do czasu coś zakupić, czy to na kempingach.
Jeździ się bardzo łatwo, przyjemnie i te odległości duże, które w Stanach Zjednoczonych zdecydowanie są, nie robią już wtedy na nas żadnego wrażenia. Poza tym w takim miejscu jak Alaska, ta wolność, możliwość zatrzymania się w dowolnym miejscu, zrobienia sobie obiadu w miejscu, gdzie nie ma nikogo i możemy tylko podziwiać dziką naturę to jest coś wyjątkowego.
Po powrocie z Alaski stwierdziliśmy, że podróżowanie po takich miejscach jak np. Stany Zjednoczone z małym dzieckiem jest czymś idealnym. Wcześniej z Gabi przejechaliśmy całą Kanadę od jednego wybrzeża do drugiego, ale takim zwykłym samochodem. Gdybyśmy wtedy wiedzieli co daje kamper, jakie ma zalety to na pewno w Kanadzie też byśmy nim podróżowali.
Podróżowanie kamperem to przede wszystkim wolność
Lila: Żałowaliśmy, że tak późno się na to zdecydowaliśmy, że tak późno wpadliśmy na ten pomysł, bo rzeczywiście byliśmy z Gabryśką w Stanach po raz pierwszy jak miała 1,5 roku. To były parki zachodniego wybrzeża. Zwykły samochód, który mieliśmy wynajęty (też ogromny jak na amerykańskie możliwości, gdzie z tyłu na przód szłam nie schylając głowy), pensjonaty, hotele, motele, różnych kategorii, różnych przedziałów cenowych.
Miało to swój urok, ale gdybyśmy wtedy wiedzieli to co wiedzieliśmy po 2 latach jak podróżowaliśmy po Alasce to byłoby pewne, że jedziemy kamperem. Od początku poszlibyśmy w kamperowanie z prostej przyczyny – zatrzymujemy się gdzie chcemy, robimy obiad gdzie chcemy, śpimy z małym dzieckiem, zatrzymujemy się o godz. 19:00, 19:30 jest już po kolacji, po prysznicu i dziecko śpi.
A przez cały miesiąc na Alasce Gabi nie zrobiła siku (o innych rzeczach nie mówiąc) w żadnej publicznej toalecie. To w dobie np. dzisiejszej – pandemii myślę, że ma znaczenie. Dla mnie miało to wtedy znaczenie (wtedy nie było jeszcze pandemii, mówimy o czasach sprzed 2 lat), że nie zwiedzamy publicznych toalet, tylko po prostu jesteśmy u siebie, w swoich zarazkach, wiemy co jemy, co robimy, gdzie śpimy. Wszystko jest fajne, znajome i z małym dzieckiem jak się podróżuje to są to tylko plusy.
W czasach pandemii podróżowanie kamperem ma dużo zalet
Lila: Poza tym oni mają w ogóle mega kulturę kamperowania i naprawdę tam są całe społeczności kamperowiczów. Na Alasce właściwie tylko takie auta jeżdżą. Rzadko kiedy jeżdżą osobówki. Na Alasce po prostu wszyscy wiedzą, że istnieje coś takiego jak Great Alaskan Holidays – ogromna firma, która wypożycza kampery i wszyscy wiedzą, że jeśli wakacje na Alasce to kamperem.
Chyba, że jest się emerytem to wtedy oni bardziej gustują w rejsach wielkimi wycieczkowcami. Tam sobie śpią, pływają od portu do portu, zwiedzają za dnia, a potem nocą znowu płyną. Ale to na ogół są osoby 60+, czyli amerykańscy emeryci, dla których marzeniem jest zawsze na emeryturze pojechać na Alaskę. Natomiast wszyscy inni jeżdżą kamperami, vanami, gdzie mogą spać, mają łazienkę, kuchnię i czują tą wolność.
Arek: Alaska jest wyjątkowa, bo na Alasce są trzy miasta jak na standardy europejskie. Pozostałe miejsca to są mniejsze lub większe wioseczki, dosyć daleko od siebie oddalone i te campingi są dosyć blisko tych wioseczek. Ale jeśli chodzi o inne miejsca w Stanach Zjednoczonych jak np. Floryda to na Florydzie my potrafiliśmy przejechać 5 km i spotkać 4 olbrzymie kempingi dla kamperów przeznaczone. Jest ich naprawdę olbrzymia liczba.
Co ciekawe, kiedy byliśmy tam na przełomie stycznia i lutego, kiedy to był szczyt sezonu kamperowego na Florydzie, bo wszyscy turyści z północy chcąc uciec przed amerykańską zimą na północy, przenosili się na Florydę, na której było wtedy 25-28 stopni i te wszystkie kempingi były prawie do końca wypełnione. Mieliśmy naprawdę problemy po raz pierwszy, żeby znaleźć wolne miejsce mimo, że tych kempingów jest tak dużo
Lila: Tym bardziej, że na Florydzie nie można kamperować na dziko. Natomiast na Alasce kamperowanie na dziko jest jak najbardziej dozwolone i tam rzeczywiście można poczuć tą wolność i dzikość, bo można stanąć sobie gdziekolwiek i tylko modlić, żeby nie przyszedł do Ciebie niedźwiedź nad ranem.
Arek: Albo liczyć na to, żeby się pojawił, żeby zrobić zdjęcie.
Na Florydzie nie można kamperować na dziko, tak jak na Alasce
No tak, wtedy nie można jechać samochodem, który nie ma twardego dachu, bo te niedźwiedzie mogą próbować się przedostać.
Arek: Już pierwszego dnia mieliśmy na Alasce taką przygodę z niedźwiedziem, że wiedzieliśmy rzeczywiście, że kiedy byliśmy 2 lata wcześniej po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych i widzieliśmy w Yosemite czy Yellowstone ostrzeżenia przeciw niedźwiedziom, które miały na celu to, żeby nie zostawiać jedzenia, które pachnie w samochodach.
Nie wierzyliśmy może wtedy, albo nie zastanawialiśmy się jak bardzo to jest prawdziwe, a jak bardzo jest to chuchanie na zimne. Ale po pierwszym dniu na Alasce, dokładnie to zobaczyliśmy. Zobaczyliśmy na parkingu niedźwiedzia.
Przyjechaliśmy wieczór wcześniej, to był pierwszy nasz poranek, wjechaliśmy na parking, na którym stał jeden samochód (my byliśmy drudzy), który został dostrzeżony przez niedźwiedzia, który się do niego włamał, rozbił szybę, zniszczył ten samochód, wyciągnął z niego plecak i kanapki. Właściciele tego samochodu prawdopodobnie poszli na szlak w okolicach największego miasta na Alasce – Anchorage.
To nawet nie była wielka dzicz. Historia smutno się zakończyła dla niedźwiedzia, ale wtedy zobaczyliśmy, że to nie są przelewki. Dobrze, że mieliśmy ze sobą gaz przeciw niedźwiedziom. Troszeczkę m to poprawiało humor, chociaż później i tak powiedziałem Lili że nawet bym nie wiedział jak tego użyć. Nie byłbym pewien, czy wiem jak się używa, gdyby nam jakiś niedźwiedź na którymś z tych szlaków wyszedł.
Na pewno nie pod wiatr.
Lila: Tak, na pewno nie pod wiatr, aczkolwiek też pamiętam, że później jak byliśmy Katmai National Park, gdzie skończyliśmy szkołę dla niedźwiedzi. Takie 40 minutowe szkolenie o tym jak zachować się w parku, bo to jest park w totalnej alaskańskiej dziczy, gdzie właściwie są 2 budki strażników i cała masa niedźwiedzi.
Tak naprawdę to my jesteśmy tam gośćmi, oni tam są u siebie. Po tym szkoleniu instruktażowym z filmem i pokazywaniem różnych zachowań przez strażników to już wiedzieliśmy, że najważniejsze jak się chodzi po szlaku to niedźwiedzia nie zaskoczyć. A żeby go nie zaskoczyć i nie przestraszyć to po prostu trzeba na szlaku być głośno.
Czyli w przeciwieństwie do tego, jak np. u nas idziemy w górach i każdy mówi, żeby być cicho, aby nie spłoszyć zwierząt i innym turystom nie przeszkadzać to tam na szlaku wszystkie śpiewania, klaskania, gwizdania, jakieś dzwoneczki uwiązane do plecaka – wszystko to jak najbardziej się sprawdza i jest zalecane po to, żeby niedźwiedź słyszał, że Ty idziesz i zszedł Ci z drogi, żeby nie dał się przez Ciebie zaskoczyć, bo właściwie atakuje tylko wtedy, kiedy jest zaskoczony.
Arek: Albo wtedy kiedy wyczuje jakieś jedzenie i jest głodny. Wyczuje, że masz kanapkę z czymś dobrym np. z łososiem.
Lila: Na Alasce w czerwcu trudno mówić o tym, żeby niedźwiedzie były głodne, bo jest tam mnóstwo tych łososi. Rzeczywiście w Katmai one siedziały w tym strumyku, jadły łososie, które płynęły w górę rzeki. Właściwie im same wpadały do pyska i były tak obżarte, że nawet nie zwracały uwagi na to, że jacyś ludzie fotografują ich z brzegu strumienia i potem te zdjęcia będą publikować w swojej książce albo na swoim blogu. One po prostu były tak przejedzone, że nie były zainteresowane
My co prawda nie mieliśmy w plecaku żadnego jedzenia, tylko wodę (takie są zalecenia jak się wychodzi na szlak, gdzie te niedźwiedzie są) i właściwie spędziliśmy tam 5 godzin. Zobaczyliśmy w ciągu tych 5 godzin 41 różnych niedźwiedzi, bo po pół godziny odróżniasz i wiesz, że tego niedźwiedzia nie widziałeś wcześniej, że to jest zupełnie nowy niedźwiedź, który właśnie Ci przeszedł przez drogę, albo właśnie gdzieś go tam zobaczyłeś w krzakach.
I nic nam się nie stało, ani razu nie użyliśmy gazu, aczkolwiek Gabi przez te 5 godzin rzeczywiście śpiewała non stop „Mam tę moc”, bo to była faza wtedy na Elzę. Jak usłyszała, że może śpiewać głośno piosenki, że nie będziemy ją po raz pierwszy uciszać i nie będzie nikomu przeszkadzała, tylko wręcz ma to robić to już wiele jej nie trzeba było mówić.
W ciągu 5 godzin spaceru na szlaku po Alasce zobaczyliśmy 41 niedżwiedzi
Arek: Także kolejne zastosowanie kampera – jest dobrą ochroną na Alasce przed niedźwiedziami, a na Florydzie przed aligatorami. Bo jechaliśmy także kamperem w takie miejsca dzikie, gdzie chcieliśmy zobaczyć aligatory i z bezpiecznego podwyższenia dużego kampera amerykańskiego, mogliśmy je sobie spokojnie oglądać.
Lila: Tak, to zupełnie super sprawa i polecamy, jeżeli myślicie o tym, żeby kamperować. Teraz ciężko, bo trzeba byłoby się do tych Stanów dostać i w pandemii jest to pewnie utrudnione, ale jak się to wszystko skończy to polecamy zdecydowanie kamperowanie, bo to jest najprzyjemniejszy i najfajniejszy sposób podróży po Stanach.
Na Alasce kampery chronią przed niedźwiedziami, a na Florydzie przed aligatorami
Jak wypożyczyć kampera w USA?
Więc płynnie przechodzimy do mojego drugiego pytania – jak już się ten czas covidowy skończy, jak będzie można swobodniej podróżować po świecie (wspomniałaś firmę Great Alaskan Holidays) to kiedy ktoś sobie wymyśli, że ma marzenie pojechać do Stanów (czy to na Florydę, Alaskę czy z jednego wybrzeża na drugie) – jak zacząć szukać? Bo to chyba nie jest tak, że pstrykasz palcami i wymyślasz sobie kampera. Jakiej długości powinien to być kamper, jakiej wielkości, ile osób, jakie spalanie? Na co trzeba zwrócić uwagę wybierając kampera, chcąc jechać do Stanów?
Arek: Przede wszystkim na początku musimy wiedzieć w ile osób pojedziemy na tą wycieczkę, bo to jest podstawowa informacja. Najmniejsze kampery jakie my widzieliśmy i jakie mogliśmy wypożyczyć to są kampery ok. 7 m – tzw. 25-stopowiec, czyli o długości 25 stóp (bo w Stanach Zjednoczonych w taki sposób się to mierzy). Są 25 stóp, 28, 31 i większe. Mniejszych nie widzieliśmy. Być może są, nie wiedzieliśmy takich, które można wypożyczyć.
Ale widzieliśmy też kampery gigantyczne – kampery wielkości bardzo dużych autobusów i z takiego kampera potrafi wysiąść np. tylko trójka osób. Takie kampery najczęściej ciągną na takim sztywnym połączeniu niedużego SUV-a. Jak pierwszy raz to widzieliśmy na kalifornijskich drogach to się zastanawialiśmy jak to jest, że duży autobus ciągnie takiego małego SUV-a – czyżby on się zepsuł?
Później się dowiedzieliśmy, że ten autobus to jest kamper, a ten SUV służy do tego, że tym kamperem nie da się wszędzie wjechać, stawia się go na dużym kempingu na 4-5 dni, odpina się ten mały samochód i tym samochodem jeździ się po okolicy, zwiedza się Park Narodowe czy cokolwiek się zamarzy.
Czy chociażby można wjechać do miasta, bo tym autobusem byłoby to trudne. Więc najmniejsze kampery 25 stóp. W Stanach Zjednoczonych są jeszcze bardzo popularne takie rozwiązania, których w Europie nie widzieliśmy, czyli tzw. slajdy. To są elementy kampera, które na kempingu wyjeżdżają, powiększają objętość, czyli np. część kampera nam wyjedzie w bok na 1,5 m i mamy powiększoną powierzchnię wewnętrzną.
Oczywiście trzeba pamiętać o tym, żeby uważać czy jakiegoś drzewa z boku nie ma w tym momencie, kiedy otwieramy i przed ruszeniem, żeby to zamknąć i nie jechać z 1,5 metrowym nawisem po autostradzie. W takim kamperze 25-stopowym, spokojnie 4-osobowa rodzina (czasem nawet 5-osobowa) jest w stanie podróżować. Mieliśmy właśnie takiego najmniejszego 25-stopowego kampera na Alasce i takiego samego chcieliśmy na Florydzie, ponieważ jesteśmy we trójkę, nic nam większego nie jest potrzebne. Nieszczęśliwie okazało się, że takiego małego nie mieli i w tej samej cenie dali nam kampera o metr dłuższego. To już jest naprawdę kawał samochodu. W środku jest oczywiście komfortowy, bo jest gigantyczny. Ten metr robi olbrzymią różnicę, ale już trudniej się takim pojazdem jeździ.
Najmniejsze kampery w USA mają 25 stóp, czyli 7,62m długości
W Internecie tych firm jest bardzo dużo. Są sieciówki, można je znaleźć nawet w innych państwach. Polecamy, jeżeli ta rodzina jest 4-5 osobowa, wziąć taki mniejszy samochód (szczególnie na początek), bo zdecydowanie prościej się takim samochodem jeździ. A jeżeli ktoś ma większą rodzinę, albo bierze jakąś większą ekipę to ten kamper musi być większy, ale musimy się z tym liczyć wtedy, że już ta jazda nie będzie tak bardzo zbliżona do jazdy samochodem osobowym, a raczej to już będzie jazda takim jakby samochodem ciężarowym.
Im większy kamper tym większy komfort w środku, ale większe trudności w prowadzeniu
Czy nasze europejskie prawo jazdy kat. B wystarczy, żeby taki samochód prowadzić?
Arek: Tak. Na te większe kampery nie znam przepisów w Stanach Zjednoczonych. My mieliśmy prawo jazdy kat. B i do 28 stóp takie kampery nam na to prawo jazdy pozwolono wypożyczyć.
Lila: Liczy się waga tego samochodu do 3,5 tony, a nie długość.
Arek: Miałem ze sobą dodatkowo międzynarodowe prawo jazdy na wszelki wypadek. To międzynarodowe prawo jazdy sprawdzano nam tylko w Japonii. W Stanach Zjednoczonych wystarczyło europejskiej, mimo, że tam nie ma ani słowa po angielsku. Oni widocznie są obeznani z tego typu prawem jazdy i to nie jest w wypożyczalniach żaden problem. Więc pokazuje się paszport, prawo jazdy jednej lub dwóch osób (w zależności od tego ilu jest kierowców) i w większości (ponieważ firm wypożyczających jest sporo) nie ma wielkich ceregieli z wypożyczeniem kamperem.
Dokładnie wygląda to tak samo jak z samochodem osobowym, z wyjątkiem tego, że kiedy pierwszy raz wypożyczyliśmy na Alasce, puszczono nam taki 25-minutowy, który nam opowiedział o różnicach jakie są pomiędzy jazdą samochodem osobowym, a kamperem, m.in. o samej jeździe, jak i o tym jak używać toalety, prysznica, ogrzewania itd. Takich rzeczy, z którymi nie bylibyśmy obeznani, nie wiedzielibyśmy jak coś się włącza, jak wyłącza, kiedy tego używać i w jaki sposób.
Polskie prawo jazdy kategorii B wystarczy, by prowadzić kampera po USA
Podróżowanie kamperem po Japonii
O tych właśnie niuansach technicznych typu prysznic, toaleta, spanie chciałbym porozmawiać za chwilę, kiedy przejdziemy do trzeciej części naszej rozmowy. Ale tutaj wspomniałeś Japonię… W Waszej książce „Czy leci z nami królik?” widziałem ten kamper i z tego co czytałem wynika, że kamper jest zupełnie innym doświadczeniem. W Stanach jest ogromny, wielki, a w Japonii raczej jest to takie zminiaturyzowane drzewko bonsai, które gdybyśmy postawili na parkingu, gdzie teraz stoimy w Mechelinkach to byłoby trochę samochodów od niego już większych. Więc czym się różni podróżowanie kamperem po Ameryce i po Japonii?
Arek: Jeżeli sobie zdamy sprawę z tego, że Japonia jest powierzchniowo niewiele większa od Polski, natomiast mieszka w niej 120 mln ludzi to już od razu sobie zdajemy sprawę – to jak? Polska nie jest jakimś bardzo mało zaludnionym państwem, a w Japonii mamy 3-4 krotnie więcej ludzi i to oznacza, że każde miejsce w Japonii, szczególnie w rejonach dużych miast jest bardzo intensywnie wykorzystywane – w górę (wieżowce) i w dół (parkingi podziemne), ale też jest bardzo mało miejsca. W Japonii są takie zasady, że samochody dzielą się na dwie kategorie:
- samochody do 5 metrów długości – to są samochody, którym wolno wjeżdżać do centrów miast i wolno im parkować na standardowych parkingach,
- samochody powyżej 5 metrów – nie mogą wjeżdżać do miast i muszą parkować na specjalnych, dedykowanych parkingach dla autokarów, ciężarówek, samochodów ponadwymiarowych.
W Japonii kampery są mniejsze, bo samochodem dłuższym niż 5m nie można wjechać do centrów miast
Byliśmy w Japonii miesiąc, widzieliśmy jednego kampera, który był niestandardowy (dłuższy niż 5 metrów), wszystkie pozostałe miały co najwyżej 5 m. Jeżeli zdamy sobie sprawę, że samochód osobowy w Polsce kombi (troszkę większy niż maluch) potrafi mieć 4,5 m długości to jeżeli zdamy sobie sprawę, że mamy kampera, który ma 5 m długości, czyli jest nieznacznie dłuższy od standardowego samochodu osobowego i w nim się zmieści szoferka, silnik, łóżka dla 4 osób, stół, kuchnia, toaleta, miejsce na bagaże, ubrania to powstaje pytanie – gdzie to się wszystko zmieści? Proszę sobie wyobrazić, że w takim większym kombiaku to wszystko się mieści i tam można normalnie żyć.
Ale rzeczywiście te kampery są w taki sposób przygotowane, że się da. Natomiast kamperowanie w Japonii jest dużo mniej popularne niż w Stanach Zjednoczonych i jest trudniej dlatego, że drogi amerykańskie są przystosowane do kamperów, a drogi japońskie są przystosowane do mikro malutkich samochodzików. Taki kamper 5-metrowy, który jest małym samochodem, ciężko się takim samochodem jeździ (już pomijając fakt, że się jeździ lewą stroną), np. gdy wjeżdża się do Kioto (poprzedniej stolicy Japonii przed Tokio) to są takie ulice, na których trzeba co 50 m się zatrzymywać, ponieważ lampy są postawione w świetle drogi.
Ponieważ ta droga jest tak wąska, budynki są tak blisko, że nie ma tam ani kawałka chodnika i lampy, które wstawiono już, gdy te budynki już stały, one stoją w świetle drogi. O ile te małe samochody jeszcze mogą się minąć to kamper (który jest nieco szerszy) to już się nie mieści. Trzeba stanąć, przepuścić samochód z przodu, ominąć tą lampę i tak co 50 m. Więc taką ulicę, która ma np. 450 m można jechać kilka minut. Więc jeżdżenie kamperem jest dużo trudniejsze w Japonii i to była nasza zmora, bo nie spodziewaliśmy się, że 50 km można jechać 2 godziny.
Ze względu na mniejsze drogi, po Japonii jeździ się trudniej niż po USA
Lila: Ale z drugiej strony, było to też jakieś doświadczenie. Myślę sobie, że względy ekonomiczne zaważyły na tym, że wzięliśmy kampera w Japonii. Wiedzieliśmy, że musimy mieć 4 kółka, żeby się przemieszczać, bo mieliśmy ambitny plan, żeby zobaczyć prawie wszystkie wyspy (łącznie z Okinawą, na którą polecieliśmy), a jednocześnie zdawaliśmy sobie sprawę z tego jak drogie są noclegi, hotele w Japonii.
Kamper wydawał się i myślę, że był takim najbardziej rozsądnym jeżeli chodzi o cenę, koszty, ekonomię, finanse rozwiązaniem, bo mieliśmy te 4 kółka i spanie + kuchnię, więc dzięki temu mogliśmy ominąć restauracje. Mogliśmy trochę gotować w kamperze i zaoszczędzić. Dzięki temu ta wyprawa korzystała nas mniej, niż mogłaby nas kosztować, gdybyśmy wynajęli normalnie samochód i spali każdą noc w innym hotelu.
Podróżowanie kamperem po Japonii jest bardziej ekonomiczne niż połączenie samochodu i hoteli
Arek: Szczególnie, że Japończycy mają parkingi przy stacjach benzynowych, głównych autostradach i czasem też przy bocznych drogach, które są całkowicie darmowe i przy których są toalety, prysznice, sklepiki. Wszystko jest mega czyste, jak to w Japonii, przygotowane dla turystów.
Jeżeli mamy wodę, jedzenie to możemy się w takim miejscu zatrzymać, spędzić spokojnie noc. Mamy podstawową infrastrukturę, resztę mamy u siebie w kamperze. Specjalnie aplikacje są, które pozwolą wyszukiwanie tych miejsc do noclegu i te miejsca są w odległości od siebie 20-30 km, więc jeżeli jedziemy kamperem (i to jest też zaleta kampera) to my sami podejmujemy decyzje, w którym momencie się zatrzymujemy.
Czy chcemy jeszcze godzinę jechać, czy już jesteśmy zmęczeni, chcielibyśmy się już przespać. Co nie działa, jeżeli jedziemy zwykłym samochodem, bo najczęściej mamy zarezerwowany nocleg w hotelu, więc musimy tam dojechać. Z jednej strony, jeżeli nie dojedziemy to stracimy ten nocleg, a z drugiej strony musimy znaleźć jakąś alternatywę bliżej. A kamperem właśnie w takich miejscach, jeżeli jesteśmy przygotowani do tego, mamy mapę kempingów, miejsc postojowych to wiemy, że następny jest 20 km dalej. Możemy zadecydować czy stajemy czy jedziemy dalej.
Podróżując kamperem, to my podejmujemy decyzję gdzie i kiedy chcemy się zatrzymać
Powiedziałeś, że w Japonii o wiele mniej kamperów się poruszało. Ciekawy jestem czy te, które spotkaliście to byli raczej Japończycy? Bo w Stanach tak jak rozumiem, mnóstwo Amerykanów podróżuje. Czy to raczej turyści po Japonii podróżują kamperami?
Arek: Wydaje mi się, że to było tak pół na pół. W Japonii to dosyć łatwo można odróżnić. W Stanach Zjednoczonych trudniej odróżnić czy to jest Amerykanin czy turysta. W Japonii to jest dużo prostsze z oczywistych względów, więc myślimy, że to było mniej więcej pół na pół. Bo spotkaliśmy Japończyków, którzy o dziwo dosyć słabo mówią po angielsku, ale niektórzy podchodzili do nas, przywitali się, powiedzieli gdzie jadą.
Lila: Ale stosunkowo jest ich niedużo. Nie ma takiej kultury podróżowania po Japonii kamperem, jak w Stanach.
Arek: Tak, Japończycy mają bardzo dużo kempingów, na których prawie nie ma infrastruktury (co najwyżej toalety) i oni podróżują z namiotami. Nocują albo w namiotach, albo w osobowych samochodach. Bardzo często spotykaliśmy na takich kempingach, gdzie my się zatrzymywaliśmy kamperem, osoby, które wychodziły rano ze zwykłej osobówki, rozciągały się i szli umyć się do umywalek i dalej zwiedzać czy jechać.
Lila: Także spanie w samochodzie tam jest popularne, tylko w takim zwykłym samochodzie, a nie tak jak my w kamperze. My jak byliśmy w Japonii to pierwsze 1,5 tygodnia to był Złoty Tydzień połączony z koronowaniem nowego cesarza, więc Japończycy mieli wolne i ten ruch turystyczny Japończyków był ogromny. Oni się przemieszczali, zwiedzali, jeździli po tym swoim kraju, korzystali z tego, że mają wolne. Tych turystów było jeszcze więcej, niż normalnie by było. Tak się akurat złożyło, że właśnie w tym czasie, kiedy my byliśmy to był ten Złoty Tydzień, czyli największe japońskie święto, a do tego mieli jeszcze dni wolne z okazji koronacji nowego cesarza.
W Japonii jest wiele darmowych parkingów przy stacjach benzynowych, na których można skorzystać z darmowego, czystego prysznica
Wspomniałeś tutaj kwestię bariery językowej. Tak jak wcześniej miałem pytanie o to jak wygląda sposób załatwienia kampera w USA, który z perspektywy językowej wydaje się dość łatwy, jeśli ktoś umie mówić po angielsku. Jak to wygląda? Jak wejdziesz na stronę internetową japońską to widzisz szlaczki, krzaczki. Umowa też może być w takim języku, który nie do końca jest dla nas zrozumiały. Jak to tam wygląda, bo wydaje mi się, że może to być dużo trudniejsze?
Arek: Kampera nam się udało załatwić przez Internet. Oni pisali po angielsku, czasami z błędami, ale nie było problemu ze zrozumieniem. Czasami niektóre rzeczy nas dziwiły, ale musieliśmy się do tego zastosować. Np. taka informacja, żeby wynająć kampera w Japonii musimy mieć międzynarodowe prawo jazdy, które zostało wydane nie wcześniej niż pół roku temu. Mimo, że międzynarodowe prawo jazdy jest ważne 3 lata to my musieliśmy mieć takie, które było wydane nie wcześniej niż 0,5 roku temu.
Ja im odpisałem, że w Polsce jest na 3 lata ważne, moje ma 2 lata, jest jeszcze rok ważne i dostaliśmy taką zdecydowaną informację, że nie dostaniemy tego kampera. Więc pierwszym problemem, było przekonanie Pani w Urzędzie Miasta w Gdyni, dlaczego ja chcę wymienić prawo jazdy międzynarodowe, które jest jeszcze przez rok ważne.
W końcu powiedziałem wytłumaczyłem o co chodzi i jeżeli to jest jedyne rozwiązanie to ja zniszczę to prawo jazdy i powiem, że zniszczyłem, zapłacę za nie, ale nie mam wyjścia, bo pojadę tam i nie dostaniemy samochodu. Więc są dosyć ciekawe rozwiązania, ale na szczęście w Japonii funkcjonuje bardzo dobry system dostępu do Internetu, który polecamy.
Bardzo łatwo to znaleźć w Internecie, szczególnie przygotowane pod turystów. Rezerwuje się router, który łączy się z siecią GSM i udostępnia Internet praktycznie bez ograniczeń. Tak dużo tego Internetu jest, że my nie byliśmy w stanie przez miesiąc go zużyć. Odebraliśmy go tak, że paczka czekała na nas na poczcie na lotnisku w Tokio, uruchomiliśmy, mieliśmy Internet i dzięki Internetowi udało nam się wiele rzeczy zrobić, bo ta bariera językowa jest.
Szczególnie dlatego, że Japończycy mają dwa alfabety, z których żaden nie jest podobny do alfabetu łacińskiego. Czy to w sklepach, muzeach, kempingach – Japończycy oprócz tych najbardziej turystycznych miejsc w Tokio czy Kioto, dosyć przeciętnie mówią po angielsku. Nie wiemy czy oni się bardziej wstydzą nie być idealnymi w tym języku, czy rzeczywiście tak jest. Ale bardzo często nam pomagały ręce, gesty i udawało się powiedzieć np., że chcemy coś z wieprzowiną czy chcemy kurczaka i machaliśmy rękami jakbyśmy mieli skrzydła.
Aby wypożyczyć kampera w Japonii trzeba mieć międzynarodowe prawo jazdy wydanie nie wcześniej niż pół rok temu
Lila: Aczkolwiek, musimy powiedzieć, że ja przed wyjazdem do Japonii pobierałam lekcje japońskiego i przez 3 miesiące uczyłam się japońskiego. Uczyłam się głównych, podstawowych rzeczy, które je nasze dziecko, żeby móc dogadać się z Panią w restauracji, albo w sklepie, że ja bym chciała to, a niekoniecznie coś innego.
Bo to jedzenie Gabryśki nam spędzało głównie sen z powiek, bo my wiedzieliśmy, że możemy sushi na obiad, śniadanie i kolację, bo jesteśmy totalnymi fanami sushi, natomiast z Gabryśką wiedzieliśmy, że może być różnie. Więc ja się uczyłem japońskiego właśnie w tym celu.
Drugi cel, który nakazał mi Arek, żeby się uczyć to są mandaty i rozmowa z policjantem, więc byłam bardzo sfokusowana. Poszłam do nauczycielki na lekcję. Na pierwszej lekcji powiedziałam czego ja chcę się nauczyć (konkretne potrawy), a do tego, że chcę się nauczyć jak wymigać się od mandatu, jak rozmawiać z japońskim policjantem.
Rzeczywiście, moja lektorka mnie tego nauczyła do tego stopnia, że jak już ten kontakt z policjantem przyszedł to skończył się on hiper pozytywnie. Ja w mojej łamanej japońszczyźnie, on w swojej łamanej angielszczyźnie dogadaliśmy się, mandatu nie dostaliśmy i wszystko skończyło się happy endem.
Podróżując po Japonii można korzystać z internetowego translatora, ale warto też nauczyć się podstawowych przydatnych zwrotów po japońsku
Lila: Pytałeś też jak to wygląda z tym wypożyczaniem, kontaktem – my mieliśmy taką jedyną przygodę, że nam się zapalił podczas jazdy na autostradzie. Dostaliśmy kontakt do tej firmy, z której wypożyczyliśmy tego kampera, zadzwoniliśmy, wszystko wytłumaczyliśmy co i jak. W ciągu godziny mieliśmy taksówkę, załatwiony hotel, następnego dnia przyjechał sam szef tej firmy z nowym kamperem (dosłownie miesiąc temu ściągniętym z produkcji, zero przejechanych kilometrów).
Ten Pan nie mówił ani słowa po angielsku, więc miał ze sobą takie małe urządzenie, które wyglądało jak mała komórka i on mówił do tego po japońsku i to wypluwało z siebie słowa po polsku, żeby nam powiedzieć, żebyśmy się nie przejmowali, że to nie nasza wina, nic nas to nie będzie kosztowało. Bardzo przepraszał, że nam zepsuł wakacje, mówił, że bierze na siebie tego kampera, który się zapalił, tą taksówkę, ten hotel 5-gwiazdkowy w najbliższej miejscowości pod Hiroshimą. Więc on to wszystko mówił po japońsku do tego urządzenie, urządzenie wypluwało po polsku i my mieliśmy ubaw, bo mówiliśmy po polsku i to wypluwało po japońsku. Pan wszystko rozumiał, dogadaliśmy się super.
Wydaje nam się, że to lepsze urządzenie było niż Google Translator. Pan wiedział, że ma do czynienia z Polakami, wiedział, że po angielsku nie mówi i przyjechał do nas z takim sprzętem.
Arek: Trzeba powiedzieć, że ta obsługa w Japonii była niesamowita, ponieważ zepsuł nam się ten kamper około 800 km od ich siedziby. To była godzina mniej więcej 15:00. Potwierdzenie wszystkiego pewnie około 17:00. Było wiadomo, że rzeczywiście nie da się go uruchomić, bo turbina się zepsuła, zaczęło dymić i o 08:00 rano następnego dnia pod hotelem stał nowy kamper z prezesem, który przepraszał nas, że nam zepsuł pół dnia wakacji.
Byliśmy naprawdę zszokowani, ale jednak widać, jak oni z powagą traktują swoją pracę, tą usługę, którą świadczą i klienta. To było niesamowite. W ogóle cała Japonia to jest największy kraj kontrastów. Byliśmy w wielu miejscach, ale nigdzie takich kontrastów nie było. Ale w całej Japonii, nawet tam gdzie zupełnie się nie mogliśmy dogadać, ta przyjazność, próba pomocy nam (we wszystkim, nawet wtedy gdy nie prosiliśmy o pomoc) była tak ujmująca, że aż nas zawstydzała.
Obsługa i szacunek do klienta są w Japonii na bardzo wysokim poziomie
Lila: Zawstydzała nas jako Europejczyków, Arka jako faceta, np. jak kobieta 60+, dwie głowy niższa, podbiegła, żeby zdjąć od niego baniak, pobiegła do restauracji, napełniła go sama i przyniosła nam pod kamper. Ukłoniła się i podziękowała, że zaparkowaliśmy u niej i kupiliśmy coś tam w sklepiku i że ona jeszcze miała tą przyjemność, żeby nalać nam wodę do tego kampera. To jest po prostu nie do opisania.
Arek: Szczególnie wydaje się, że im dalej od tych najbardziej turystycznych miejsc, które być może trochę Japończyków też już męczą, bo tam są tłumy. Taka Shibuya w Japonii to jest jedno z najbardziej zatłoczonych miejsc na świecie i jeszcze jeśli dodamy do tego turystów to naprawdę jest tam im ciężko żyć. Ale właśnie szczególnie gdzieś na prowincji, na tych południowych wyspach, tam gdzie turystów jest niewiele, ta pomoc dla turysty jest jeszcze większa i bardziej widoczna. Urzekło nas to.
Lila: Na pewno wrócimy – zostało nam Hokkaido i na pewno wrócimy kamperem, a być może nawet naszego zapakujemy w kontener i wyślemy do Japonii, tylko polecimy za nim jak będzie można latać.
Jak dzieci znoszą podróże kamperem?
No właśnie – Wasz kamper, czyli Kamper Madagaskar. Byliśmy w Ameryce, w dalekiej Japonii, a teraz jesteśmy tutaj na miejscu w Polsce. Macie swój własny kamper. Jak to w ogóle się stało, że ta miłość rzeczywiście jest tak wielka, że nie możecie się już obyć bez tego, żeby gdzieś wyskoczyć na weekend z domem na kółkach?
Lila: Tak, to tak wciąga jak narkotyk. My nie jesteśmy od niczego uzależnieni – nie palimy ani nie mamy żadnych innych używek, ale kamperowanie nas pochłonęło bez reszty i wciąga bardzo. Do tego stopnia, że jak wybuchła pandemia to stwierdziliśmy, że chyba musimy poszukać własnego kampera. Zaczęliśmy przeglądać ogłoszenia. Widzieliśmy tylko dwa i ten, w którym siedzimy teraz – kamper Madagaskar (bo jest oklejony cały w zwierzęta z Madagaskaru) to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Jak tylko go zobaczyliśmy to stwierdziliśmy, że albo kupujemy ten, albo nie kupujemy w ogóle, leczymy się z kamperowania i odpuszczamy ten pomysł. Gabi nam w tym jeszcze bardziej pomogła, bo jak zobaczyła go to sobie możecie wyobrazić – 4 latka, która widzi 7-metrowe auto, oklejone całe w zwierzęta z Madagaskaru. Jej reakcja mówiła wszystko. Stwierdziliśmy, że podejmujemy to wyzwanie i kupujemy.
Mieliśmy trochę oszczędności, trochę wzięliśmy w leasing i stwierdziliśmy, że kupujemy dom na kółkach nasz własny. Od paru miesięcy jesteśmy rzeczywiście szczęśliwymi posiadaczami kampera, który stoi w Gdyni na parkingu jak nie jeździmy nim, a jeździmy nim intensywnie. W zasadzie co 2-3 weekend staramy się gdzieś wyruszać, nawet niedaleko – na Hel, Mierzeja czy na Kaszuby. Byliśmy też w nim w takiej dużej wycieczce po Europie. W tym momencie, kiedy trochę przycichł wirus, jeszcze od nowa nie wybuchł, w okresie wakacyjnym w lipcu, byliśmy nim w północnych Włoszech – 3,5 tygodnia w trasie po Włoszech.
Wspomniałaś, że Gabi zwariowała jak zobaczyła kamper. Ma już dużo doświadczenia jako 6-letnie dziecko jeżeli chodzi o jeżdżenie kamperami. Więc jak ona to znosi? Czy to jest wygodniejsze niż samochód? Z mojej perspektywy, wydaje mi się, że tak, bo jest więcej przestrzeni. Ale czy z kolei to zamknięcie cały czas, że nie wychodzi do hotelu i innych takich miejsc nie powoduje, że jest przytłoczona tą przestrzenią?
Arek: W hotelach była jedna fajna rzecz dla Gabi. Jak otwieraliśmy kolejny pokój w kolejnym hotelu (bo np. jak jechaliśmy przez Kanadę to praktycznie co noc to był inny hotel) to było tylko zastanawianie jak wygląda łóżko, żeby na nie wskoczyć i skoczyć przez najbliższe 15 minut. To był rytuał co wieczorny. Wtedy miała 2,5 roku i to tak wyglądało.
Natomiast kamperem jest zdecydowanie prościej, szczególnie jeżeli mamy dużo kilometrów do przejechania. Dlatego, że oprócz tego, że oczywiście trzeba w kamperze siedzieć, jak w każdym samochodzie podczas jazdy, być przypiętym pasem czy w foteliku to mamy przed sobą stół, na którym można robić tysiące różnych rzeczy. Można rozkładać puzzle, rysować, jeść, układać klocki. Do czasu oczywiście, aż tata będzie musiał przyhamować troszkę ostrzej, bo wtedy część z tych rzeczy spada i jest krzyk na tatę. Zdarzyło się, że dziewczyny tak się przyzwyczaiły do jeżdżenia na Alasce (bo na Alasce jak jeździliśmy to potrafiliśmy np. przez pół godziny nikogo nie mijać), że jak raz mi się zdarzyło zahamować to się okazało, że na stole stały dwie herbaty i jedna z tych herbat wylądowała na podłodze. I jeszcze to ja dostałem ochrzan, że jeżdżę nie tak jak trzeba, ale czasem trzeba zahamować, bo jest dziura czy może wyjść jakieś zwierzę.
Więc jazda kamperem, szczególnie z dzieckiem, pozwala na dużo większą elastyczność jeżeli chodzi o zapełnianie nudnego czasu, który jest od punktu a do punktu b. Zdarzało nam się w Kanadzie (jeszcze zanim kamperem jeździliśmy), że mieliśmy taką przejażdżkę 800 km w ciągu jednego dnia, więc proszę sobie wyobrazić, że trzeba praktycznie cały dzień z kilkoma przerwami w środku, czymś wypełnić, żeby się nie nudzić.
Podróżując kamperem trzeba być cały czas przypiętym pasami, ale jest więcej możliwości zabawy, bo jest duży stół
Lila: Ja zawsze, nawet jak jeździliśmy samochodem osobowym to siedziałam z nią z tyłu i bawiłyśmy się, kolorowałyśmy, robiłyśmy ludziki z ciastoliny – właściwie wszystko co można robić z 1,5 rocznym dzieckiem, a potem z 2,5 letnim nie używając komórki i tabletu. Wiemy, że jesteś znany ze stawiania granic komórkowych, więc komórkę i tablet używamy w ostateczności, jak już naprawdę wiemy, że już jesteśmy zmęczeni wszyscy i więcej szkody nam przyniesie to, że jak nie uruchomimy tej komórki niż walka, żeby tego nie zrobić.
Ale generalnie staramy się, jak jedziemy cały dzień to ja z nią siedzę i się z nią bawię. Więc teraz jak jest starsza – ma prawie 6 lat to i nauka pisania, zadania matematyczne, dodawanie, odejmowanie, zagadki, angielski, hiszpański, puzzle, ciastolina. W zasadzie spektrum zabaw jest pełny i jej torba z zabawki to jest największa torba, jaką wnosimy na pokład kampera, bo chcemy, żeby miała wszystko to co ma w domu i żeby mogła się tym kreatywnie bawić.
Czasami też oczywiście się nudzimy, patrzymy przez okno i nie robimy nic, ale jednak w większości na tym stole dzieją się najróżniejsze rzeczy i to jest piękne w tym podróżowaniu kamperem, że jest to miejsce, jest ten stół i można się rozłożyć, malować i pisać, kleić z ciastoliny, wycinać, robić najróżniejsze rzeczy.
Arek: Praktycznie jak przy biurku w domu.
Lila: Potem Arek hamuje, trochę nam rzeczy spada, znowu podnosimy i jedziemy dalej. Tak do kolejnych przerw, kiedy wychodzimy, coś zwiedzamy, coś robimy, idziemy na plac zabaw, plażę pokopać piłkę, pokąpać się, pobawić i potem znowu siadamy, jedziemy 200-300 km, uruchamiamy naszą wyobraźnię i zabawy na stole i tak do wieczora. A wieczorem rytuały tak jak w domu – kąpiel, kolacja, czytanie książek, usypianie, a my wieczór potem spędzamy razem. Albo czytamy coś, albo oglądamy, albo odpalamy komputer i pracujemy, bo też nam się zdarza trochę w trasie pracować.
Arek: Tak, bo to jest dom na kółkach czyli robimy to samo co w domu, czyli pracujemy, korzystamy z prysznica, robimy jedzenie, śpimy.
W kamperze, tak jak w domu, obowiązuje pewien rytm i rytuały
Gdzie można się zatrzymywać kamperem?
Nurtuje mnie jeszcze jedno – gdzie można się kamperem zatrzymać? Oczywiście, nie chodzi mi o to, że tak jak dzisiaj zatrzymaliśmy się na parkingu, nagrywamy rozmowę, wy potem jedziecie do siebie do domu, ja jadę do domu. Ale właśnie wyjeżdżam sobie, chcę się przespać np. na Mierzei – mogę się zatrzymać gdzie chcę?
Arek: W większości państw w Europie jest zasada możliwości zatrzymania się w bezpiecznym i przeznaczonym do tego miejscu i spędzenia nocy, z takiego punktu widzenia, że kierowca po prostu może być zmęczony. Jeżeli kierowca nie chce jechać dalej to musi mieć prawo, żeby na parkingu się zatrzymać i przespać.
Żadne prawo nie może go zmusić do tego, bo to by było nierozsądne, żeby on musiał dalej jechać i znaleźć miejsce, w którym ma prawo przenocować, bo może zasnąć, spowodować wypadek. Więc w większości państw europejskich takie prawo jest. Jest wiele państw w Europie, w których oficjalnie nie wolno kempingować przy pomocy kampera.
A czym się różni zatrzymanie od kempingowania? Na przykład – nie rozłożymy rolety, nie wyciągniemy sobie fotelików, bo to jest już coś innego. Co innego stanąć kamperem, zamknąć się i przespać – na to jest zgoda, w każdym bezpiecznym miejscu.
Natomiast w takich miejscach, gdzie się zatrzymamy np. na leśnym parkingu, nie możemy wtedy rozłożyć rolet, fotelików, bo to już jest coś innego, niż tylko odpoczynek przed dalszą jazdą. W bardzo wielu państwach europejskich to wszystko jest tolerowane.
W większości państw europejskich można się zatrzymać i nocować w kamperze w każdym bezpiecznym miejscu, ale przed wyjazdem zawsze lepiej sprawdzić przepisy
Są państwa na Bałkanach (z wyjątkiem Chorwacji, gdzie rozbicie się na dziko wiąże się z bardzo wysokimi mandatami i Chorwaci są z tego znani, że nie ma zmiłuj i te mandaty to równowartość setek euro), ale wszystkie pozostałe państwa bałkańskie – Grecja, Albania, Bułgaria, Czarnogóra tam nie ma żadnego problemu, żeby się w bezpiecznym miejscu na dziko rozbić.
Skandynawia – oficjalnie Skandynawowie żyją w tzw. symbiozie z naturą i tam znów (tylko to musi być bezpieczne miejsce, tzn. nie zatrzymamy się na środku drogi) jeżeli zjedziemy z drogi, jest miejsce gdzie można samochodem wjechać i się zatrzymać to żadnego problemu z tym nie ma, tam możemy przenocować całkowicie legalnie. W Norwegii możemy w każdym bezpiecznym miejscu się rozbić na dziko i przenocować.
Zatrzymanie się na nocleg na parkingu, bez wyciągania sprzętu turystycznego nie jest traktowane jak kempingowanie
Lila: Czy to kamperem czy namiotem. Jak podróżowaliśmy samochodem to też rozbijaliśmy się na dziko namiotem.
Arek: Są takie państwa, które bardzo ściśle przestrzegają zakazu noclegów gdziekolwiek na dziko. To np. Kraje Beneluksu czy Szwajcaria i Austria, ale są państwa (jak Włochy, Hiszpania, Portugalia), w których, jeżeli to jest rozsądnie zrobione (tzn. w miarę bezpieczne miejsce) to trzeba mieć pecha, spotkać policjanta ściśle przestrzegającego prawa, żeby próbował dać mandat.
Więc generalnie północ Europy i południe to tam nie problemy z rozbiciem się na dziko. Oczywiście, ja nie mówię już o rozbijaniu się na specjalnych miejscach dla kamperów, czyli na takich kempingach – tu południe i północ Europy jest do tego świetnie przygotowana.
W tym środkowym pasie – Niemcy, Szwajcaria, Kraje Beneluksu czy Francja to już raczej powinniśmy się rozbijać na kempingach dedykowanych dla kamperów. W Polsce oficjalnie na dziko nie można się rozbić, ale chyba się nie zdarzyło, żeby rozbicie się w takim rozsądnym miejscu, na jakimś leśnym parkingu, spowodowało jakiś mandat.
Lila: Jest też cała masa aplikacji, grup na Facebooku, gdzie są wręcz robione przez ludzi listy miejsc, w których oni spali na dziko i nic im się nie stało, nikt nie miał żadnych pretensji, nikt nie wlepił mandatu. I oni po prostu dodają kolejne miejscówki. W całej są już te pinezki tam powpinane i można się tam zapisać i z tego skorzystać. Jest też bardzo fajna aplikacja, z której my korzystamy park4night, gdzie też mamy kempingi, parkingi publiczne, prywatne, płatne, bezpłatne i wszystkie miejsca, w których można stanąć kamperem w Polsce i całej Europie.
Społeczności ludzi podróżujących kamperami na bieżąco wymieniają się informacjami o bezpiecznych i atrakcyjnych miejscach noclegowych
Arek: Teraz kiedy byliśmy w tym roku we Włoszech to w tej aplikacji park4night, ona jest tworzona przez społeczność, każdy gdzie się zatrzymał to oznacza czy można, jak jest fajnie i co tam jest to wyobraźcie sobie proszę Państwa, że są tam są tam np. parkingi tuż przy winnicach w Toskanii, gdzie właściciel tej winnicy bez problemu pozwala przenocować kamperem na swoim prywatnym parkingu. My takie miejsce znaleźliśmy, zaparkowaliśmy, poszliśmy i zapytaliśmy, czy rzeczywiście można, powiedział, że żadnego problemu nie ma, tylko, że nie ma żadnego infrastruktury. Powiedzieliśmy, że my nie potrzebujemy, ponieważ mamy wszystko ze sobą, chcielibyśmy tylko przenocować. On pojechał, my sami zostaliśmy wśród wielu hektarów winorośli i spędziliśmy jedną ze wspanialszych nocy.
Lila: Poranek, wschód słońca. Zresztą filmik ze wschodu słońca, jak nasz kamper stoi wśród tych winnic jest na naszym Facebooku, przypięty na naszym profilu, także polecam, można zobaczyć. Naprawdę niesamowite wrażenie.
Toaleta, prysznic, prąd i kuchnia w kamperze
Już się trochę rozgadaliśmy, więc tak szybko bym jeszcze przeszedł przez kwestie techniczne. Jak wygląda kwestia toalety, prysznica, przygotowania posiłków w kamperze. Czy to się różni w zależności od klasy czy jest jakiś standard, że zawsze musi być np. kibelek. No właśnie, co się robi z nieczystościami?
Arek: Tutaj od razu trzeba zaznaczyć, że standard europejski różni się od standardu amerykańskiego. W Stanach Zjednoczonych jest tak, że mamy czystą wodę, którą nalewamy. Ta czysta woda służy nam do gotowania (czyli do pobierania z kranu), do spuszczania wody w toalecie i do prysznica. Ta woda rozdziela się na dwie wody brudne – na wodę szarą (która pochodzi z prysznica i ze zlewu) i na wodę tzw. czarną (czyli ta która pochodzi z toalety). W Stanach Zjednoczonych jest tak, że na większości (przynajmniej 60-70%) kempingów przy każdym miejscu, na którym się zatrzymamy, mamy dostęp do trzech mediów tzw. full hookup:
- prąd – podłączamy się pod prąd i mamy pełne zasilanie, nie musimy korzystać z baterii,
- czysta woda – w Stanach Zjednoczonych najczęściej jest tak, że po prostu na stałe podkręcamy się pod kran, ta woda cały czas się napełnia jak ją zużywamy,
- zlewanie nieczystości – ta szara i czarna woda od razu w odpowiednie miejsce (jest dziura w ziemi) spływa.
Można powiedzieć, że jeżeli się podłączymy pod taki full hookup to możemy tam przez kilka miesięcy żyć i mamy wszystko (cały czas, na bieżąco). To jest standard amerykański.
W USA kampery można podłączyć do wszystkich mediów
W Europie jest inaczej trochę. W Europie najczęściej mamy tylko jedno medium na stałe, czyli prąd. Wjeżdżamy na kemping, podłączamy się pod prąd i np. w naszym kamperze prąd jest nam potrzebny do tego, żeby we wszystkich gniazdkach był prąd – żebyśmy naładowali komórkę czy baterię do telefonu, uruchomili telewizor, klimatyzację i kuchenkę mikrofalową. Kamper oczywiście ma też swoje akumulatory.
Ma dwa zestawy akumulatorów – jeden, który służy do jazdy samochodem, tak jak w każdym innym samochodzie i drugi, który służy do części mieszkalnej po to, żeby przypadkiem nie było takiej sytuacji, że rozładujemy w nocy ten akumulator i nie możemy ruszyć (więc one są oddzielne).
Ten akumulator służy do tego, żeby mieć światło, żeby było ogrzewanie (bo tam jest potrzebna iskra) i żeby mieć lodówkę. Więc mamy prąd w Europie.
Kampery mają dwa akumulatory – jeden do obsługi samochodu, a drugi do funkcji mieszkalnej
Jeżeli chcemy mieć wodę to często się zdarza, że obok tych gdzie parkujemy jest kran z wodą, ale tą wodę musimy nalać do naszego zbiornika i z tego naszego zbiornika korzystać. Inaczej jak w Stanach, bo w Stanach po prostu podłączamy się bezpośrednio do tej instalacji.
Trzecia rzecz to są nieczystości, czyli szara i czarna woda – w Europie nie widzieliśmy żadnego miejsca, w którym moglibyśmy tą wodę od razu zrzucić w tym miejscu, w którym nocujemy, więc są na kempingach specjalnie wydzielone miejsca, do którego trzeba kamperem podjechać i tą szarą wodę, która jest zrzucana spod samochodu wprost, po prostu spuścić.
Natomiast toaleta w Europie jest w taki sposób skonstruowana, że są specjalne, plastikowe kasety – większe lub mniejsze, jest ich kilka standardów. Te kasety się wyciąga, ona ma tam około 20 litrów, czyli wystarcza dla takiej 3-4 osobowej na 2-3 dni. Tą kasetę po prostu trzeba opróżnić w zwykłej toalecie czy na kempingach są specjalne miejsca, gdzie takie chemiczne toalety (tak się nazywają, ponieważ dodaje się do tej kasety specjalnego płynu jak w toi-toiach, które niwelują zapach i rozkładają wszystkie nieczystości) można opróżnić.
Nieczystości w kamperze są zbierane do kasety, którą trzeba potem opróżnić
Co jeszcze w kamperze mamy? Mamy oczywiście lodówkę, która może działać na prąd, jeśli jesteśmy podłączeni. Może działać na akumulator, jeżeli jedziemy samochodem w długą trasę i chcemy tą lodówkę na tych akumulatorach, które się ładują cały czas. Ale najczęściej, najbardziej efektywnie działa na gaz.
Mamy ogrzewanie, które też jest ogrzewaniem gazowym. W Stanach Zjednoczonych ogrzewanie najczęściej jest na paliwo, czyli w przypadku diesla jest tam odpowiednia instalacja, która czerpie ze zbiornika paliwa ropę naftową i mamy w samochodzie ciepło wtedy kiedy trzeba. Natomiast tutaj jest gaz, czyli u nas w kamperze mamy dwie 11-kilogramowe butle. Byliśmy 2,5 tygodnia we Włoszech to zużyliśmy jedną butlę i troszeczkę z drugiej, czyli jedna taka butla dla 3 osobowej rodziny w zupełności wystarcza na 2 tygodnie, żeby mieć gaz do gotowania, lodówki i ogrzewania.
Kamper może być ogrzewany gazem lub paliwem
Lila: Jak załadujemy tą czystą wodę, mamy ten zbiornik 120 litrów to mamy czystej wody 120 litrów, mamy na baterii oświetlenie i wszystkie rzeczy, które możemy mieć bez podłączania się do prądu, czyli właściwie tylko nie mamy mikrofalówki, telewizora i klimatyzacji, ale jesteśmy przez 3 dni samowystarczalni, możemy zaparkować gdziekolwiek nam się podoba i przez 3 dni mamy czystą i świeżą wodę, mamy też zbiornik na brudną wodę i toaleta też przez 3 dni na tych chemikaliach wystarcza.
Przez 3 dni możemy kamperować na dziko, po 3 dniach zjechać do cywilizacji, wypróżnić się, naładować czystej wody, trochę podładować prądem komórki i różne inne sprzęty i znowu wybić na 3 dni w dzikość. I to właśnie wciąga.
W pełni wyposażony kamper powinien wystarczyć na 3 dni nocowania na dziko
Czy leci z nami królik? Czyli podróże z dzieckiem po świecie
Na koniec jeszcze chciałbym powiedzieć o jednej rzeczy, którą właśnie teraz trzymam w rękach, a więc o Waszej książce – „Czy leci z nami królik, czyli podróże pewnej rodziny”. Opisujecie w niej podróże ze swoją córką Gabi po całym świecie i teraz pytanie – kim jest ten królik?
Lila: Królik to jest Gabrysi ulubiona maskotka, którą ma odkąd właściwie skończyła parę dni. Dostała ją od mojej przyjaciółki jak wyszłyśmy ze szpitala. Odwiedziła nas w domu i przyniosła jej takiego małego pluszowego, białego królika. Ten królik jest z nią od 6 lat nieprzerwanie. Kilkanaście razy się już zgubił, zawsze się jakoś szczęśliwie odnajdywał, stąd też ten tytuł taki przewrotny, bo w pewnym momencie ten królik był pierwszą pozycją na naszej check liście jak wsiadaliśmy do samochodu.
Był królik, paszporty i ewentualnie telefon komórkowy, żeby mieć jakiś kontakt z kimś z cywilizacją. To były te 3 pozycje na check liście. Jak gdzieś tam wracaliśmy ze szlaku czy wychodziliśmy z hotelu to królik był na pierwszej pozycji, czy na pewno wszystko mamy. A książka opisuje podróże z Gabryśką, czyli 5 lat dzieciństwa Gabryśki w podróży.
Odkąd skończyła pół roku – Maltę, Stany od Alaski przez zachodnie wybrzeża aż po Florydę, Kanadę ze wschodu na zachód, Japonię, trochę Jordanii. Jest sporo takich moich porad, jak to zrobić, żeby się odważyć i wyruszyć, jak się spakować, na co zwrócić uwagę przy kupnie wózka, nosidła.
Także takie trochę poradnicze, mamusiowe tematy i sporo Arka trasy, sporo miejsc, w których można zrobić takie zdjęcia, jakie w książce są, czyli opisanie gotowych siedmiu tras na podróż z dzieckiem. Są mapy, przydatne linki do różnych miejsc, do których nam się udało dostać. Niekoniecznie jakiś bardzo oczywistych i z pierwszych stron przewodników turystycznych. I fotografie, zdjęcia Arka.
Czy leci z nami królik zawiera siedem gotowych tras do podróży z dzieckiem
Jak czytałem te książkę to trzy najfajniejsze rzeczy, z których ta książka się składa to po pierwsze przygody i opisy miejsc i tras, które budzą taką zazdrość, że też bym chciał przejechać te tysiące kilometrów, pomimo tego, że już też mamy ich dużo przebytych to jednak te miejsca, w których Wy byliście to naprawdę budzą wrażenie. Druga rzecz to kwestie praktyczne, które też są fajnie opisane.
Trzecia to te niesamowite zdjęcia przyrody, które też w porównaniu z tą pierwszą rzeczą o której mówiłem to naprawdę pobudzają wewnętrzną chęć do podróży, która zwłaszcza teraz w tych czasach covidowych, kiedy jesteśmy bardziej ograniczeni (nam w tym roku nie udało się wyjechać nigdzie dalej, ale też spędziliśmy fajne wakacje w Polsce) to jednak budzą tą tęsknotę. Więc gdyby ktoś chciał tę książkę znaleźć to gdzie można się skierować po królika?
Lila: ToLecimyDo.pl to jest nasz blog, na którym opisujemy też te rzeczy, które są w książce, na którym też jest sporo zdjęć, poradnictwa, tras, wypraw, map. Jest też sklep, z którego bezpośrednio można kupić i tę książkę i naszą pierwszą książkę, która w tym roku zdobyła nagrodę Magellana w kategorii album podróżniczy, czyli książkę „Toros bravos sueltos”, czyli podróże pewnego małżeństwa, które traktuje o 13 latach naszych spędzonych, jeszcze jako para, narzeczeństwo, bezdzietne małżeństwo (przed urodzeniem się Gabryśki) i przed kamperem w Ameryce Południowej i w Hiszpanii.
Ta książka jest dwujęzyczna polsko-hiszpańska i opowiada o tym jak to przez dziesięć lat podróżowaliśmy do Ameryki Południowej, Hiszpanii. Tam z namiotem eksplorowaliśmy poszczególne kraje i o tych eksploracjach, przemyśleniach w kategorii takiego reportażu poetyckiego tą książkę utrzymaliśmy i napisaliśmy w dwóch językach.
To jest nasza pierwsza pozycja, a druga to ta, która wyszła tuż przed pandemią, czyli na początku marca tego roku – ten słynny królik, którego trzymasz w ręku i na którym też opowieści i Twoje zdanie na tylnej okładce widnieje.
Na stronie tolecimydo.pl znajdziecie te książkę oraz kontakt do Lili i Arka, żeby zapytać o jakieś karawaningowe i kamperowe porady. A taka jedna porada dla kogoś kto chciałby zacząć karawaning?
Arek: Odważyć się, spróbować, nie stresować się, aczkolwiek być przygotowanym, że jednak jedzie się takim większym samochodem troszkę inaczej niż samochodem osobowym. Trzeba spróbować, bo mamy też doświadczenia osób, które po raz pierwszy spróbowały jeździć i myślały, że będzie dużo trudniej, a jednak okazuje się, że jest w miarę prosto. Trzeba tylko uważać, przyzwyczaić się, że jeździ się troszkę wolniej, troszkę bezpiecznej.
Lila: Taki modny slow life się uprawia w kamperze. Także nie bać się, nie stresować się gabarytami, to wszystko przechodzi, można się tego nauczyć. Do pierwszego ronda i mamy to opanowane. Ze spokojem podejść do tematu i spróbować, bo naprawdę warto.
Podróżowanie kamperem wpisuje się w nurt slow life
Życzę Wam jak najwięcej takich przebytych kilometrów w takim bezpieczeństwo, w takiej radości, wolności, żebyście jak najwięcej krajów jeszcze raz mogli wspólnie w trójkę odwiedzić.
Dzięki wielkie.
O mnie
Nazywam się Jarek Kania i pokazuję jak stać się rodzicem, jakiego sam chciałbyś mieć.
Goście odcinka
Lila Poszumska i Arek Wójcik
Książka dla rodzica
Napisana przez Lilę i Arka
Czy leci z nami królik
Spis treści
Więcej w temacie
- ToLecimyDo – blog Lili i Arka
- Park4Night – wyszukiwarka miejsc parkingowych
- Dlaczego warto wybrać się w podróż dookoła świata – podcast ze wspomnieniami z podróży
- Podróżowanie z dziećmi komunikacją miejską – podcast z Daną Ślipy
- Jak podróżować z dziećmi – porady uczestników Festiwalu Hakuna Matata
Rodzicielskie wskazówki
Nowym artykułom często towarzyszą dodatkowe materiały z rodzicielskimi wskazówkami. Mogę Ci je wysyłać bezpośrednio na mejla. Chcesz?
Na początek otrzymasz ode mnie 3 soczyste ebooki.
Polub - to nie boli
Więcej inspiracji
Lubisz niespodzianki?
Kliknięcie znaku zapytania przeniesie Cię na losowo wybrany artykuł.
Daj się zaskoczyć 😉