Czy można bić dzieci?
No przecież jak małe dziecko bawi się przy kontakcie, to nie będę mu grzecznie tłumaczył, że nie może, tylko dostanie klapsa, żeby zrozumiało, że to niebezpieczne!!!
Trudno mi to sobie w tej chwili wyobrazić, ale tak, to moje słowa. Słowa 18-letniego chłopaka, który zjadł wszystkie rozumy, a dzieci widział głównie na obrazku (nie mam młodszego rodzeństwa).
W dodatku słowa te rzuciłem publicznie, podczas programu „Rower Błażeja” około 2000 roku. A głównym tematem tegoż odcinka był tytuł tego wpisu „Czy można bić dzieci?”
17 lat później
Ten krótki telewizyjny epizod przypomniał mi się w ubiegłym tygodniu, gdy roczna Sara siedziała przy listwie zasilającej i uważnie studiowała jej budowę. Wbrew memu nastoletniemu zacietrzewieniu nie rzuciłem się na na nią z manualnymi środkami wychowawczymi.
Siedziałem dwa metry dalej i spokojnie patrzyłem, kontrolując zdalnie sytuację. Gdyby przekroczyła cienką czerwoną linię – podszedłbym i spokojnie zabrał ją stamtąd lub (o zgrozo!) powiedział, że nie wolno. Ostatecznie nie było takiej potrzeby – po kilku chwilach Sara stwierdziła, że idzie poszukać ciekawszych zabawek.
Obserwując w milczeniu ten proces powstawania neuronów podziękowałem sobie w duchu za to, że mam dzieci. Bo to one wyleczyły mnie z fundamentalizmu, sztywnego przestrzegania zasad i to właśnie dzięki nim stałem się wyrozumiały, łagodny i mniej zasadniczy.
Dziecko uczy rodzica
Kiedy to się wydarzyło? Ten skomplikowany proces uczłowieczania rozpoczął się w chwili, gdy trzymałem pierwszą córkę na rękach tuż po jej narodzinach w szpitalu, trwa do teraz i mam nadzieję, że nigdy się nie zakończy. Rodzicielstwo pomaga stać się bardziej ludzkim – w końcu codziennie zajmujesz się nieporadnym małym człowiekiem, co wymaga uwolnienia żelaznych rezerw empatii.
Z drugiej strony wszelkie próby kontynuacji życia społecznego i towarzyskiego z małym berbeciem powodują, że po pewnym czasie, chcąc nie chcąc zaczynasz się spóźniać (choć wcześniej punktualność to było Twoje drugie imię), szybciej się denerwujesz (tak tak, chroniczny brak snu robi swoje), nie przeszkadzają Ci ślady mleka i kaszki na spodniach i bluzce (heloł!!!)
Nagle, po kilku miesiącach ojcostwa zauważasz, że nie dość, że wszystkie te rzeczy już Ci nie przeszkadzają, to z innymi ojcami i matkami śmiesz się i robisz zakłady kto się dziś bardziej spóźni do przedszkola albo kto wymyśli ciekawszą wymówkę.
Wybacz sobie
I choć proces ten wydaje się być automatyczny, to aby był trwały, wymaga jednej, podstawowej rzeczy – wybaczenia.
Komu?
Sobie.
Gdy zaczniesz wybaczać sobie niedociągnięcia w drobnostkach, no bo czym tak właściwie jest plama na koszuli lub drobne spóźnienie, to automatycznie zaczniemy wybaczać takie rzeczy wszystkim dookoła. Nie zdążysz się obejrzeć, a inni przymkną oczy na Twoje niedociągnięcia.
Gdy z każdego z nas zejdzie trochę ciśnienia, wówczas powietrze dookoła zrobi się lżejsze, kolory liści staną się żywsze, a na twarzach zaczną pojawiać się głęboko skrywane uśmiechy.
I choć powyższy obraz brzmi utopijnie, może wręcz naiwnie, ja jednak głęboko wierzę, że dzieci pomagają nam w byciu lepszymi ludźmi. Pomimo chronicznego zmęczenia, częstego niewyspania, udzielania tych samych odpowiedzi kilkadziesiąt razy mamy niepowtarzalną możliwość wykorzystać nasze dzieci do poprawy nas samych. Nie zmarnujmy jej.
Dzieci – jak muzyka – łagodzą obyczaje. Z tą różnicą, że muzykę możesz wyłączyć, a dziecka już nie.
Na szczęście.
O mnie
Nazywam się Jarek Kania i pokazuję jak stać się rodzicem, jakiego sam chciałbyś mieć.
Rodzicielskie wskazówki
Nowym artykułom często towarzyszą dodatkowe materiały z rodzicielskimi wskazówkami. Mogę Ci je wysyłać bezpośrednio na mejla. Chcesz?
Na początek otrzymasz ode mnie 3 soczyste ebooki.
Polub - to nie boli
Więcej inspiracji
Lubisz niespodzianki?
Kliknięcie znaku zapytania przeniesie Cię na losowo wybrany artykuł.
Daj się zaskoczyć 😉
Myślę że większość z nas, gdy sami byliśmy dziećmi, myślała że dzieci można bić. A to dlatego że tak byliśmy wychowani. Na szczęście, na szczęście to podejście się zmieniło. Nie wyobrażam sobie uderzyć dziecka. Jednak tak zupełnie bez „przemocy” byłoby trudno. Wyobraź sobie dziecko wyrywające się na ulicę, bo zobaczyło „tsy małe piesy”. A później to już wiadomo, płacz bo się dziecko wystraszyło że rodzic nagle użył „siły”. Wyrzuty sumienia, przeprosiny, tłumaczenia i „czy można było postąpić inaczej?” Nie zawsze jest możliwość obserwacji i ewentualnie ingerencji – gdyby przekroczyło granicę.
Takiej sytuacji, jaką opisujesz wcale nie trzeba sobie wyobrażać – zdarzają się codziennie, mi, Tobie albo innym rodzicom mijanym na ulicy. Obserwowanie reakcji innych jest dobrym poligonem doświadczalnym – warto zastanowić się jak ja bym to zrobił i czy chciałbym postępować w taki sposób, jaki widzieliśmy. Jeśli masz dziecko, które już umie rozmawiać, to warto też zapytać się go czy widziało i co myśli o danej sytuacji.
Siedząc na spokojnie w pokoju myślę, że przy nagłym wyskoku na ulicę wpierw bym krzyknął jego imię. Wydaje mi się że raczej jako reakcja natychmiastowa i krzyk alarmowy, a potem od razu bym je złapał i wciągnął z powrotem. Tak kiedyś mi się zdarzyło z dzieckiem znajomych, które beztrosko wtargnęło na jezdnię prawie pod koła samochodu.
Ale najważniejsze jest to, zrobisz potem. Możliwości jest wiele – klaps, krzyk, ostre reprymendy, obrażanie, ale jest też druga droga. Dziecko na pewno będzie przestraszone, więc może warto je przytulić, spytać czy nic się nie stało i czy wie co się stało i wytłumaczyć, a potem jeszcze kilkakrotnie w ciągu dnia wrócić do tego. Możesz też wrócić do tego gdy kiedyś znów tam będziecie lub przy innej okazji.
Wykrzyczenie swoich emocji na dziecko raczej nic nie zmieni u niego? Czemu? Bo raczej nie chciało zginąć i albo się zapatrzyło, albo było roztargnione (i nad tym trzeba pracować). Poza tym krzyk, wciągnięcie na chodnik, szybko jadący samochód są już wystarczająco stresujące dla dziecka i w danym momencie ono nie przyjmie żadnych informacji, żadnych pouczeń – jego mózg jest nastawiony na przetrwanie, a Twoim zadaniem jest pomóc mu się uspokoić, dojść do siebie, a potem tłumaczyć.
I cieszę się, że piszesz: Nie wyobrażam sobie uderzyć dziecka. Trzymaj tak dalej
Pozdrawiam
Jarek