Kawiarnia przyjazna rodzinom, czyli jak rzucić pracę i spełniać marzenia: Agnieszka Łukomska

Czy będąc rodzicem można realizować swoje zawodowe marzenia które odwracają życie rodzinne do góry nogami? Moja dzisiejsza rozmówczyni kilka lat temu sama stanęła przed takim wyborem i dziś pokazuje, że chodź jest to droga niepewna i niełatwa to zdecydowanie warta poświęceń. Od kilku lat z sukcesem prowadzi w Gdyni kawiarnię przyjazną dla rodzin i rodziców z małymi dziećmi. Mam nadzieję że dzisiejszą rozmowa zainspiruje Cię do przyjrzenia się twoim własnym marzeniom i do podjęcia pierwszego kroku ku ich realizacji. Zapraszam do rozmowy z Agnieszką Łukomską:

Aby wysłuchać podcastu na tej stronie, użyj poniższego odtwarzacza. Zobacz jak słuchać podcastów wygodniej.

10 trików: jak spędzić czas z dziećmi

Agnieszka przygotowała dla słuchaczy w prezent w postaci listy kreatywnych zabaw z dziećmi, przy których będziesz mógł się zrelaksować.

Pobierz prezent

Dołącz do newslettera Ojcowskiej Strony Mocy, a już za chwilę otrzymasz go na swojego mejla

Gość odcinka

Agnieszka Łukomska

Przez 15 lat byłam korpokicią, po czym jeden kopniak od losu, wyrzucił mnie ze strefy komfortu, dając mi szansę na spełnienie swojego marzenia – otwarcie rodzinnej kawiarni. Szpilki zamieniłam na trampki, zebrania zarządu na siedzenie na podłodze i lepienie z ciastoliny.

Spis treści

Kawiarnia przyjazna rodzinom. Transkrypcja odcinka

 

Droga od korporacji po własna kawiarnię

Jarek Kania: Cześć Agnieszka

Agnieszka Łukomska: Cześć

Spacerowałem ostatnio po bulwarze w Gdyni i zapytałem z ciekawości kilku mam, jakie jest miejsce do którego by się najchętniej wybrały ze swoimi dziećmi? W którym się mogą poczuć fajnie bezpiecznie miło? I wszystkie murem odpowiedziały mi: Ciuciubabka na Piłsudskiego. Powiedz mi jak stworzyć i dlaczego powstał w ogóle pomysł na to żeby powstała kawiarnia dla rodzin.

Kawiarnia dla rodzin została wymyślona przeze mnie w momencie, w którym sama zostałam mamą i przyznaje ten pomysł pojawił się we mnie po prostu z mojego poczucia egoizmu. Egoizmu jako kobiety również jako mamy, ponieważ bardzo mi zależało na tym żeby będąc mamą nie zapominać o tym że jestem wciąż kobietą i moje potrzeby i przyjemności są też ważne, choć wiem że jest to bardzo trudne dzielić role i czasami wiele sobie odmawiamy, my jako mamy.

Natomiast to miejsce wymyśliłam właśnie po to, żeby móc się z nim w nim schronić się z nim spotkać z innymi mamami, bez poczucia winy, że się wychodzi na miasto, bo spędza się tam czas również ze swoim dzieckiem. Ale również w towarzystwie dorosłych. Bo to jest, jak obserwuję wśród wielu moich gości, bardzo ważne, że

kobiety się cieszą, że mogą czasami przyjść do kawiarni na dwie godziny, żeby spędzić czas, porozmawiać z kimś po prostu dorosłym i być sobą przez cały czas, niezależnie od tego ile uwagi poświęcają swoim dzieciom .

A jak długo dojrzewał w tobie pomysł żeby Ciuciubabkę otworzyć?

Pomysł, myślę, że dojrzewał jak dobre wino przynajmniej, bo 7 lat od chwili w której zostałam mamą 11 lat temu. Ja już wtedy wiedziałam, że to się będzie nazywała Ciuciubabka. Ja już wtedy widziałam jak to miejsce będzie wyglądało i naprawdę ono nie odbiega od mojego wyobrażenia z przez tych 11 lat, o wnętrzu przestrzeni, o ludziach którzy się tam pojawiają.

Natomiast życie, okoliczności, wybory i decyzję sprawiły, że po prostu te 7 lat musiało upłynąć żeby być może to we mnie bardziej dojrzało i też żebym ja była bardziej gotowa na to, żeby to miejsce po prostu otworzyć, bo to jednak jest wyzwanie.

No właśnie nie dość, że otworzenie kawiarni jest wyzwaniem ,to to tak naprawdę jeszcze jest w twoim przypadku zmiana życia bo zajmowałaś się zawodowo zupełnie czymś innym i otworzenie kawiarni, które dla wielu czy też restauracji dla wielu z takim marzeniem. Fajnie było mieć takie swoje miejsce, przychodzą goście, znamy ich ale wielu z nas tkwi w swoich pracach. Czy to korporacyjnych czy to własnej działalności jak czy to gdziekolwiek każdy pracuje, ale Tobie się udało. Zmieniłaś swoje życie i powiedz mi jak się do tego zabrać?

Ja myślę że każda zmiana przede wszystkim przechodzi dokładnie wtedy kiedy ma przyjść. Czyli nie ma co popędzać, nie ma co tuptać nogami z niecierpliwością tylko po prostu się otworzyć i być gotowym na to, że to się może zdarzyć jutro albo za 15 minut albo za 7 lat jak moim przypadku. Ja byłam przez blisko 15 lat jak to nazywam korpokicią, czyli byłam dziewczyną pracującą w firmie o dużej strukturze, dużą hierarchią gdzie było wielu podwładnych, wielu zarządzających i tak naprawdę funkcjonowałam bardzo dobrze w takich realiach.

Natomiast no to jest mimo wszystko kawał życia, a tak naprawdę można już dojść do ściany, sufitu i wszystkich innych murów i po prostu poczuć się, że już jesteście być gdzieś indziej. Ja zrobiłam rzeczywiście bardzo odważne krok, ponieważ zmieniłam po 14 latach pracy na tak zwanej ciepłej naprawdę stabilnej dobrej posadzie.

Zmieniłam pracę na przestrzeń, która też była związana z moim dotychczasowym doświadczeniem czyli z marketingiem, ale na inną firmę, która z kolei…to była z kolei chyba taka trampolina do tej Ciuciubabki już bezpośrednio bo ja do tej firmy trafiłam na co jest absolutnie nie bez znaczenia na 9 miesięcy, więc to był okres moim zdaniem mojego dochodzenia do zostania mamą Ciuciubabki, ponieważ ja po 10 miesiącach zostałam spektakularnie wyrzucona z tej firmy no i dziś myślę, że to jest chyba najfajniejszy kopniak jakiego dostałam, bo on po prostu pokazał mi, że albo teraz się zabierzesz za swoje marzenie i sobie przypomnisz i je zrealizujesz albo prześpisz i właściwie zapomnisz o tym.

Jakie uczucia towarzyszyły Ci kiedy po tylu latach pracy otworzyłaś pierwszego dnia swoją kawiarnię i zaparzyłaś pierwszą kawę?

To był wyjątkowy dzień, bardzo wyjątkowy. I pierwsza rzecz, która się zadziała rano kiedy wstawałam robiłam makijaż, szykowałam się do pracy, to tak naprawdę poczułam, że nie mogę oddychać i przypomniałam sobie wtedy chyba z amerykańskich filmów taką scenę, że trzeba w torebkę papierową albo w dłonie oddychać, żeby no nie wiem jak to się tam dzieje ale coś tam dwutlenek węgla coś to i tak coś sprawia że się człowiek uspokaja i rzeczywiście.

Ja pamiętam siedziałam wtedy na podłodze w łazience i stosowałam tą metodę, żeby się uspokoić. Uspokoiłam się. Potem mówię sobie dobra to jest wielki dzień idziesz. Otworzyłam drzwi chwilę potem w drzwiach stanął pierwszy klient z bukietem kwiatów. Zrobiłam pierwszą czarną kawę, ukroiłam pierwszy kawałek tarty z owocami, podałam pierwszą lemoniadę i tak naprawdę to był dzień, w którym przez kawiarnie przewinęło się dziesiątki gości dlatego, że to był dzień w którym w Gdyni było bardzo ważna spektakularna impreza, więc trafiłam z tym otwarciem naprawdę doskonale. Ale to był to dzień skoku na głęboką wodę i cieszę się z drugiej strony, że to był to był bardzo trudny fizycznie dzień.

Ja się nie miałam okazji zastanawiać w ogóle, czy jest fajnie, czy jestem szczęśliwa ja w ogóle nie miałem okazji poczuć tego że to jest wow, że to jest ten moment. Pamiętam jak wychodziłam po kilkunastu godzinach z pracy wieczorem po umyciu podłogi na czworaka praktycznie zmęczenia po wrzuceniu śmieci i zrobieniu tych wszystkich mniej romantycznych rzeczy, które się robi prowadząc własny biznes. Wróciłam do domu i po prostu zasnęłam, ale zasnęłam szczęśliwa bardzo szczęśliwa.

A teraz od kilku lat jeździsz codziennie tam i przyjeżdża tam też dużo ludzi, dużo rodzin ponieważ oprócz kawy prowadzisz też i organizujesz różnego rodzaju warsztaty. Powiedz mi czy jest rzeczywiście taka potrzeba wśród ludzi, czy nas rodziców, żeby brać udział w tych warsztatach, czy to jest raczej tak że jest to przy okazji idziemy na kawę „A to przy okazji posłuchamy sobie kogoś kto mądrze mówi”?

Nie, warsztaty nie są przy okazji. Warsztaty są rzeczywiście taką przestrzenią . Warsztaty spotkania różnego rodzaju prelekcje, one są tą przestrzenią w której po prostu rodzice, którzy często są ludźmi pełnymi pytań i wątpliwości mogą się spotkać z kimś kto im wyprostuje ewentualne wątpliwości, ścieżki bądź jakiś dylematy, z którymi się borykają .

I widzę z jak wielką wdzięcznością rodzice po wielu ze spotkań warsztatów wychodzą i czują się uspokojeni. Myślę, że zyskują przede wszystkim takie poczucie, że wszyscy jesteśmy do siebie podobni jako rodzice i, że właściwie nasze dylematy i problemy jako rodziców z nami samymi ale też z naszymi dziećmi z naszymi racjami są bardzo podobne. A to daje ogromne poczucie wspólnoty po prostu, że jak by to nie jest tak że tylko ja nie wiem jak powiedzmy odpieluchować dziecko albo, że tylko ja mam problemy z karmieniem piersią albo, że tylko ja się złoszczę kiedy mój syn czwartą minutę wiąże buta. I nagle się okazuje że nas jest mnóstwo i to daje poczucie po prostu pewnie trochę usprawiedliwienia, ale też daje po prostu poczucie ulgi i ogromne i on wychodzą mam nadzieję jako ludzie którzy są szczęśliwsi po prostu.

To jest też tak, że rzeczywiście nam się czasami wydaje, że jeśli nasze dziecko ma jakiś problem albo to nie jest problem tylko normalna rzecz, ale my ją traktujemy jako problem, to rzeczywiście jesteśmy jedynymi, którym się to przydarza i to jest strasznie takie denerwujące. A poznanie i uświadomienie sobie że inni mają tak samo albo nawet niestety gorzej, no trochę nam pomaga w tym że jednak to jest normalne . I świadomość tego kiedy dowiadujemy się od kogoś kto ma większe doświadczenie niż my, że „Uwaga to minie. To się skończy będą nowe problemy”, to też właśnie bardzo fajnie pomaga. A powiedz mi jakie warsztaty, czy też spotkania, których jeszcze nie zrobiłaś u siebie chciałaby zrobić?

Moim marzeniem jest chyba, aby odwiedził kiedyś Ciuciubabkę ze spotkaniem z warsztatami Wojciech Eichelberger Ale to nie raczej z obszaru rodzicielskiego.

Panie Wojciechu zapraszamy.

Ale to nie z obszaru rodzicielskiego. Ale z obszaru jakiegoś takiego rozwoju osobistego. Zresztą ja już podjęłam kilka prób i pisałam do niego w tej sprawie akurat wtedy były takie niezbyt sprzyjająca okoliczności i się to nam nie udało. No ale myślę ,że jeszcze wszystko przed nami. Również usilnie chciałabym Ciebie Doroto Zawadzko, czyli Supernianiu zobaczyć w swoich progach.

My się z Dorotą poznałyśmy drugiego lub trzeciego dnia po otwarciu Ciuciubabki. Chętnie o tym powiem za chwilę. Ona też była dla mnie dużym wsparciem to wtedy więc ją bym chętnie u siebie gościła i oczywiście najchętniej na świecie gościu abym Marcina Dorocińskiego ale to na takim indywidualnym spotkaniu przy kawie.

Kawiarnia przyjazna dzieciom i rodzicom

Powiedziałaś o tym, że te spotkania warsztaty dają poczucie wspólnotowości, a patrząc na na rodziców widzisz, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy u siebie bardzo podobni. Powiedz mi obserwując nas rodziców zza lady, zza lady która daje Ci pewne takie odgrodzenie się od od pozostałych osób. Jak według Ciebie wyglądają rodzice? Czy my jesteśmy wszyscy szczęśliwi mając dzieci, czy raczej przechodzimy z kłopotami?

No właśnie to jest pewnie kwestia tego w którym momencie życia jesteśmy jako rodzice i na to sobie jesteśmy gotowi pozwolić to jest prawda. Ten bar jest fantastyczny miejscem obserwacyjnym. Daje ogromny dystans. Myślę, że tutaj też w tych moich obserwacjach ważne jest to, że ja jestem mamą od 11 lat. Natomiast większość rodziców, których ja spotykam jest rodzicami dużo krócej. Więc ja trochę patrzę z tej perspektywy, o której Ty powiedziałeś „to minie”. Jakby wiele rzeczy, które widzę przed swoimi oczami mam za sobą już jakby jestem spokojna. Natomiast mam się mam też pamięć swoich zachowań w tym temacie i też wiem, że mnie niektóre rzeczy frustrowały, nie miałam do nich cierpliwości wydawało się, że się nigdy nie skończy, że właśnie łamię dziecku życie biorąc je nie wiem szósty raz tej samej nocy na ręce.

Tak no jakby naprawdę pod tym względem mam wrażenie

mam wrażenie,że jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, ale w pewnym sensie macierzyństwo czy tacierzyństwo jest trochę jak grypa.

Po prostu jest pewien zakres objawów, które każdemu z nas się zdarza tak jakby mając świadomość tego, że one się zdarza jesteśmy na wygranej pozycji tak ,bo po prostu podchodzimy do tego „dobra okej Tak po prostu się dzieje . to minie to się zamieni na coś innego, a nie jest wieczne”. Natomiast wracając do tego pytasz mnie czy jakby w jakich momentach ja widzę tych rodziców. Czy oni są zmęczeni, sfrustrowani, przestraszeni. Naprawdę jest różnie, ale trochę odnoszę wrażenie, że im dłużej oni do mnie przychodzą dłużej ich obserwuje tym czuję szczególnie w kobietach, bo jednak choć nie nie taki był zamysł ale jednak znaczną część moich gości stanowią kobiety, ale one pewnie też dłużej dają sobie pozwolenie na coś. Ale obserwuję w tych kobietach fantastyczny taki proces pozwalanie sobie.

Właśnie takiego uwalniania pewnych swoich lęków i jakiejś jakiejś poczucia winy, jakieś poczucie obowiązku. Ja widzę jak one się po prostu wyluzowują. To słowo może akurat niekoniecznie jest najszczęśliwsze, ale ja naprawdę po prostu coraz bardziej widzę, że są rozluźnione, że nie mają problemu z tym, że dziecku się coś tam porozsypywało. No widzę ,że to dziecko jest bezpieczne widzą że dziecko nikomu nie przeszkadza. Przede wszystkim ja myślę, że to jest przeogromne frustracja i stres dla rodziców i to widzę szczególnie zgadując i zwykle mam rację, że to jest pierwsze dziecko, jak rodzice bardzo się boję że ich dziecko przeszkadza innym.

Ja bardzo staram się zadbać wtedy o komfort tych ludzi, żeby oni zrozumieli, że to że to jest miejsce po to żeby tutaj to dziecko mogło naprawdę prawie wszystko. I oni też żeby mogli prawie wszystko.

Bo to jest chyba specyfika miejsca, które jest przeznaczone, nie tylko przyjazne, ale przeznaczone dla rodziców z dziećmi. Ale wydaje mi się, że takie lęki, że moje dziecko komuś przeszkadza to nie są bezpodstawne, bo co jakiś czas to się pojawiają artykuły internecie, czy też w prasie o tym, że matki karmiące wchodzą do restauracji, ludziom się to nie podoba. Czy też dzieci krzyczą i nie życzę sobie tego. bo chcę zjeść w spokoju obiad, a tu mam narzeczoną, a tu jakieś cudze dzieci biegają i mnie wkurzają. I tutaj rodzice stają w takim dylemacie czy pozwalać mu, czy pokazać że szacunek dla innych też jest ważny. I to żeby się dziecko potrafiło zachować. Więc takie miejsce, w którym te dzieci mogą się „wyszaleć” no to jest idealne. Tylko pytaniem jest czy ty nie uczysz złych manier tych dzieci, bo później pójdę do normalnego miejsca takiego dostosowanego dla wszystkich i tam też będą rozrabiać.

No właśnie, bo to jest pewnie kwestia tego czym jest pojęcie grzeczności w uszach czy oczach rodziców i tych osób, o których opowiadasz w innych lokalach, w których te dzieci przeszkadzają. Bo tak naprawdę ja widzę, właściwie mam wrażenie, że 90% zachowań tych dzieci, które ja obserwuję w mojej kawiarni to są absolutnie naturalne, pierwotne, biometryczne zachowania każdego dziecka. Po prostu to nie jest nic, co by wykraczało poza zachowani jakieś szeroko przyjęte.

Rozumiem, że w lokalu z obrusami kieliszkami i fajansową zastawą może to być inaczej odbierane. Natomiast granicę oczywiście zachowań dzieciom w moim lokalu, chcę, żeby stawiali rodzice, bo jednak oni tam są z nimi i oni jakby stanowią dla nich pewien wzór. Natomiast ilekroć się zdarzy tak, że dziecko płacze lub krzyczy w sensie podnosi głos, to nigdy nie zdarza się sytuacja, w której by mi to przeszkadzało. To jest absolutnie naturalne zachowanie tego dziecka. To jest czymś spowodowane, czym to czasem wiem, a czasem nie wiem no, bo nie zawsze obserwuję sytuację ale jakby to są naturalne reakcje dzieci i ja chcę żeby rodzice to zrozumieli, że oni się tych reakcji nie muszą wstydzić, że to jest jakby zrozumiałe dla mnie.

W ogóle ja już części dźwięków przestałam odbierać co mnie cieszy, bo jakby znieczuliłam się po prostu na pewno na decybele, ale jest absolutnie dla mnie to naturalne po prostu że dziecko jest szczęśliwe to mówi głośniej śmieje się głośno, a jak jest smutne albo czymś sfrustrowane to płacze.

Różnica między zabawą z mamą, a zabawą z tatą

Z mojego ojcowskiego punktu widzenia wydaje mi się, że jako ojcowie dość rzadko chodzimy z dziećmi do kawiarni, specjalnie na imprezę, bo kawę możemy napić się w domu na szybko, a wolimy czas z dziećmi spędzać raczej aktywnie niż przesiadując i plotkując po prostu, jak to można by tak dość kolokwialnie nazwać. W jaki sposób można zachęcić i czy tak naprawdę jest sens żeby gromadzić ojców wspólnie, żeby wymieniali się swoimi doświadczeniami?

Trochę jest tak, że przychodzicie. Myślę, że przychodzą ci którzy mają na to czas, którzy znajdą jakieś ciekawe zajęcia, bo jak już widzę, że przyjdą ojcowie z dziećmi albo z całą rodziną to ich zaangażowanie jest naprawdę pełne. Naprawdę to widzę, ponieważ jest was ojców dużo mniej kawiarni więc no prawie każdego pamiętam. Ale na pewno pamiętam i widzę zaangażowanie gdy jesteście obecni z tymi dziećmi.

Mam kilku swoich takich stałych bywalców, którzy medal za wszystkie zajęcia Uniwersytetu Ciuciubabki mogli by otrzymać ode mnie na ukończenie, bo naprawdę są bardzo zaangażowani i bardzo chętnie się brudzą, pozwalają na to, żeby dzieci robiły z nimi wszystko podczas tych zajęć. Naprawdę są bardzo kreatywni. Natomiast na pewno prawdą jest to co mówisz rzeczywiście może mężczyźni wolą aktywnie i na zewnątrz spędzać czas z dziećmi co jest po prostu inne i nie jest lepsze czy gorsze. Wszystko po prostu inne, niż to co można zrobić w takiej przestrzeni Ciuciubabki.

Natomiast naprawdę są wydarzenia na, które czasami mam wrażenie, że mama ma wolne i idzie zająć się sobą i swoimi sprawami, a wysyła tatę z dziećmi. To jest jak to chyba jest wtedy moment, w którym mężczyzna sobie już pozwala na to, żeby przypomnieć sobie o swoim wewnętrznym dziecku. Bo ja pamiętam wiele sytuacji, w których ojcowie skradli całe show podczas jakichś warsztatów, imprez karnawałowych, zabaw. Bo oni po prostu byli tak fantastycznie zaangażowani, tak cudownie potrafili w kalamburach pokazywać nie wiem Kopciuszka albo Olafa z Krainy Lodu. No po prostu od tego jesteście właśnie, żeby nosić inną energię i robić to po prostu inaczej.

Najtrudniejsze jest pierwsze 40 lat dzieciństwa. Potem podobno już jest z górki. Fakt jest taki,że lubimy się bawić. Ja z dziewczynami często się właśnie wygłupiam i tak jak widzę moich kolegów ojców to tak samo jest więc rzeczywiście ta po prostu jakość zabawy jest troszkę inna. Więc patrząc z Twojej perspektywy właśnie tej zza lady, czego najbardziej nam ojcom potrzeba?

To jest moja tak jak mówisz perspektywa zza lady. Nie jest to perspektywa psychologa, pedagoga czy coacha czy innego tam -oga, ale odnoszę wrażenie, że po prostu wystarczy, że my kobiety nie będziemy wam przeszkadzać, że pozwolimy wam być takimi ojcami jakim jesteście nie będziemy się wtrącać, czy podaj może kompot w żółtym kubku albo w zielonym albo nie rób tego czy tamtego.

Jak ja obserwuję to jak dzieci bawią się ze swoim tatą w Ciuciubabce to naprawdę mam wrażenie, że to w ogóle niczego nie trzeba poza właśnie tym, żeby to było takie jakie jest. Po prostu my się zajmiemy wtedy sobą. Zróbmy coś dla siebie albo nawet usiądź obok na kanapie, czytajmy książkę albo nawet skrolujmy sobie fejsa. Naprawdę po prostu to jest wasz czas, wasza chwila i to jest mam wrażenie wystarczające.

Wspomniałaś już, że w pierwszych dniach twojego stania za ladą odwiedziła cię Dorota Zawadzka i była to dla ciebie bardzo duża pomoc. Na czym to polegało?

Wizyta Doroty Zawadzkiej była rodzaju prezentem od mojego serdecznego znajomego Jacka Kotarbińskiego Pozdrawiam Cię Jacku, który notabene był moim pierwszym szefem w życiu. Oni się przyjaźnią, więc on mi ją przeprowadził jako niespodziankę na kawę i ciasto. I tak sobie siedziałyśmy w piękny, lipcowy, ciepły i słoneczny dzień na kanapie. Rozmawiałyśmy o tym właśnie czego dokonałam w życiu.

Moja córka wtedy siedmioletnia krzątała się po kawiarni i tak z Dorotą rozmawiałyśmy o tym, że to jest cudowne, że ona jest razem ze mną tutaj. Natomiast ja przyznałam się jej wtedy, że czuję się bardzo szczęśliwa, że udało się mi otworzyć to miejsce. Natomiast fakt, że jest środek lipca, a moje dziecko zamiast się kąpać w jeziorze chodzi między stolikami w kawiarni sprawia, że mam dosyć duże poczucie winy, że koncentrując się bardzo ma sobie no jakbym trochę ją skazała na to, że tamte wakacje były dla niej wakacjami, w których Ciuciubabka rządziła.

I ona mi wtedy powiedziała bardzo ważną rzecz. Powiedziała coś takiego

Popatrz na nią na jej twarzy jest uśmiech i szczęście, nic o czym mówisz nie wskazuje na to żeby ona się to źle czuła. Natomiast tym co właśnie zrobiłaś w życiu sprzedałaś jej jakby najcenniejszy z przekazów, że właściwie jeśli się ma marzenia to ciężką pracą, odwagą, determinacją czasem być może ryzykiem, ale taki wytrwałym dążeniem do celu można zrobić z tym marzeniem wszystko co się tylko chce i można je przede wszystkim zamienić na rzeczywistość. A to jest dla większości dzieci najcenniejsza lekcja.

I tak naprawdę Dorota rzeczywiście mi uświadomiła,że moja córka o tym nie wie i myślę sobie, że pewnie za kilkanaście lat, za kilka ona w swoim życiu zrobi coś co będzie jakby pokłosiem tamtej sytuacji czyli

że jakby wtedy została w nią zaszczepiona taka prawda, że naprawdę w życiu wszystko jest możliwe i że po prostu trzeba marzyć i że trzeba budować swoje życie z chwil które prowadzą do tego, żeby to marzenie się po prostu spełniło.

I to jest lekcja od Doroty która nie da się ukryć, że trochę zdjęła mi ciężar z pleców w tamto lato i w chwilach kiedy czasem wracają takie nieprzyjemne myśli o związane z poczuciem winy to przypominam sobie te słowa i one naprawdę mi pomagają.

Jak będę duża, zostanę sobą

Warto spełniać marzenia. Te słowa chyba cały czas tak jak mówisz są w tobie bardzo mocno żywe, bo jesteś w tej chwili na drodze do spełnienia kolejnego swojego marzenia. Jakie to jest marzenie?

Boże to jest marzenie, którego bym się sama po sobie nie spodziewała. Szczerze mówiąc i tak naprawdę trochę ono przyszło pod wpływem nacisków i niemalże mobbingu ze środowiska, które mnie otacza, ale bardzo wam jestem za to wdzięczna i bardzo dziękuję. Tak naprawdę usiadłam ostatnio i zaczęłam pisać książkę, która tak jak mówię nie spodziewałam się, że ona się zadzieje, ale już poszły konie po betonie.

Więc ten proces jest absolutnie w toku. I tak naprawdę moim marzeniem jest to, żeby ta książka, która jest napisana trochę właśnie z tej perspektywy za lady o której mówisz trafiła do do kobiet, które mnie odwiedzają, ale też do tych, które mnie nie znają, a które naprawdę wiem że w dużej mierze idą podobną drogą do mnie albo ja idę podobną drogę do nich.

Dla tych, które idą twoim śladem czyli dla tych, które chcą rzucić korporacje otworzyć swoją własną kawiarnię, czy dla tych które chcą spełniać marzenia i widzieć uśmiech na twarzy swojego dziecka?

Ja myślę, że dla jednych i dla drugich. Bo tak naprawdę mam wrażenie, że tak jak każda z nas kobiet jest na swój sposób wyjątkowa i niezwykła tak mamy w sobie mnóstwo cech, które sprawiają, że jesteśmy do siebie bardzo podobne. I w pewnym sensie o tym jest ta książka. To jest książka napisana oczywiście z perspektywy moich doświadczeń o wychodzeniu ze strefy komfortu, którą rzeczywiście była korporacja. O sięganiu po marzenia. O borykaniu się z mnóstwem obaw, lęku, frustracji, kryzysów, wątpliwości.

Trochę o byciu w tym wszystkim samotną mamą, trochę o dojrzewaniu jako kobieta. Jako osoba, która wraz ze swoim marzeniem też się zmienia i rozwija. To jest tak naprawdę książka o o drodze do akceptowania siebie i do kochania siebie i swojego świata z taką dużą wdzięcznością.

A kiedy ta książka ujrzy światło dzienne?

Mi się marzy, żeby ona trafiła do kobiet razem z goździkami i rajstopami ósmego marca. I zrobię wszystko, żeby tak się stało. Natomiast no proces wydawniczy wymaga tego, żeby te kilka miesięcy jeszcze upłynęło. Natomiast książka już została napisana. Ostatnie zdanie i kropka zostało postawione. W tej chwili dzieją się równolegle proces powstawania przecudownych ilustracji, nad którymi pracuje Matka po godzinach. Książka trafi za chwileczkę do korekty, a potem cała technologia związana z przeniesieniem jej w wersję papierową. I tak naprawdę, ponieważ ta książka jest wydawana przeze mnie samodzielnie nie jest wydawana przez żadne wydawnictwo. W związku z tym jest to praca ludzi, którzy się zdecydowali zaangażować razem ze mną i wieżą ten projekt, ale to jest praca która musi zostać godnie opłacona i potrzebne są na to środki.

Dlatego chciałam Was zaprosić do tego, abyście razem ze mną spełnili moje kolejne marzenie i abyście wsparli projekt wydania książki, która myślę, że kiedy trafi do Waszych domów niezależnie od tego czy jesteście kobietą czy mężczyzną. I jak trafi w wasze ręce to da Wam dużo radości, sporo salw śmiechu, myślę że trochę wzruszenia, ale przede wszystkim bardzo bym tego chciała, żeby dała wam poczucie, że tacy jacy jesteśmy, jesteśmy wystarczająco dobrzy i, że tak jest okej.

Jestem facetem i miałem już przyjemności przeczytać kilkadziesiąt stron tej książki, także również polecam dołączenie do aukcji crowdfundingowej, natomiast ostatni moje pytanie do Ciebie Agnieszko, skoro mówimy już o książkach to gdybyś ze wszystkich tych, które przeczytałaś w swoim życiu do tej pory miała wybrać jedną, która największy wpływ wywarło na twoje rodzicielstwo, na Twoje bycie mamą i tę którą poleciłabyś swojej córce to jaka by to była książka?

Ja w czasach wczesnego macierzyństwa czytałam dużo poradników ,które właściwie wywoływały we mnie więcej frustracji niż spokoju. Natomiast w pewnym momencie trafiłam na książkę, która paradoksalnie jest książką napisaną przez tatę, więc można by uznać, że z książką dla ojców to jest książka „Tata Rządzi” Andrew Clovera, która tak naprawdę jest najpiękniejszą książką napisaną z fantastycznym dystansem i poczuciem humoru o wszystkich blaskach i cieniach tacierzyństwa. Ale myślę, że także rodzicielstwa i o tym jak bycie rodzicem wpływa na nasz związek, o tym jak bardzo można kochać swoje dzieci, ale mieć ochotę…

…no tak wszyscy czasami mam ochotę właśnie to dzieciom zrobić i dlatego właśnie się nie różnimy i jak rodzice z nim do siebie bardzo bardzo podobnie.

Ja bardzo bym chciała żeby moja córka była przede wszystkim zrelaksowanym akceptującym siebie rodzicem. A to jest książka właśnie napisana przez takiego faceta.

Dziękuję ci serdecznie oraz życzę Ci powodzenia w przyswajaniu tego oraz wszystkich kolejnych twoich marzeń.

Bardzo dziękuję, cześć.

Zgadzasz się? Chcesz coś dodać?
A może gadam bzdury?

 Podziel się swoim doświadczeniem w komentarzu poniżej, napisz do mnie

i puść ten post dalej w świat:

Skoro doczytałeś do końca, to chyba Ci się podobało 😉 Pozwól zapoznać się z tym wpisem także Twoim znajomym:

Twoje dziecko ma już telefon? A może dopiero planujesz taki zakup? Dołącz do specjalnej grupy dla rodziców:

O mnie

Nazywam się Jarek Kania i pokazuję jak stać się rodzicem, jakiego sam chciałbyś mieć.

Zobacz więcej

Gość odcinka

Agnieszka Łukomska

Przez 15 lat byłam korpokicią, po czym jeden kopniak od losu, wyrzucił mnie ze strefy komfortu, dając mi szansę na spełnienie swojego marzenia – otwarcie rodzinnej kawiarni. Szpilki zamieniłam na trampki, zebrania zarządu na siedzenie na podłodze i lepienie z ciastoliny.

Książka dla rodzica

Napisana przez Agnieszkę

Polecona przez Agnieszkę

Andrew Clover

Spis treści

Polub - to nie boli

Więcej inspiracji

Lubisz niespodzianki?

t

Kliknięcie znaku zapytania przeniesie Cię na losowo wybrany artykuł.

Daj się zaskoczyć 😉

Poznaj 6 zaskakujących sposobów, by Twoje dziecko mniej korzystało z telefonu.

Podaj swój adres email i już dziś zacznij zmieniać technologiczne nawyki w swojej rodzinie.

Udało się! Zgadnij kto właśnie napisał do Ciebie mejla ;)