Czy warto dziś jeszcze zakładać bloga? Jason Hunt

Kilka razy ogłaszano już śmierć blogów, blogerów i blogosfery. Ale branża nie umarła, wraz z twórcami ewoluuje z w rytmie zmian dyktowanych przez coraz nowsze możliwości techniczne i trendy marketingowe.

A to oznacza, że pisząc pierwsze słowa swojego bloga stajemy naprzeciw ogromnej konkurencji działających już twórców. Czy zatem warto dziś, w 2020 roku, otwierać bloga?

Jak zaistnieć w świadomości czytelników?

Jakich błędów unikać?

I jak sie nie wypalić?

Zapytałem o to Jasona Hunta – ojca polskiej blogosfery, który zaczynał pisać, gdy wielu użytkowników polskiego internetu nie było jeszcze na świecie 😉

Zapraszam do wysłuchania lub przeczytania naszej rozmowy:

Aby wysłuchać podcastu na tej stronie, użyj poniższego odtwarzacza. Zobacz jak słuchać podcastów wygodniej.

Gość odcinka

Jason Hunt

Ojciec polskiej blogosfery, autor książek i kursów dla twórców internetowych. Ciężko odpoczywa 365 dni w roku.

    

Spis treści

Czy warto dzis jeszcze zakładać bloga? Transkrypcja

Czy w dzisiejszych czasach warto zaczynać pisanie bloga?

Cześć Tomku.

Cześć.

Kiedy wysłałem Ci zapytanie, o to czy mógłbyś wystąpić w podcaście (było to chwilę przed publikacją rankingu najbardziej wpływowych blogerów) i to moje pierwsze pytanie było – czy tak naprawdę warto w Polsce pisać blogi parentingowe? W tym rankingu, w złotej dziesiątce, którą opublikowałeś, 5 na 10 to właśnie bardzo mocno związane blogi parentingowe (Bakusiowo, Wymagające, Doktor Ania, Blog Ojciec i Mama Ginekolog). Z jednej strony wskazuje to na to, że jest potencjał i warto pisać blogi parentingowe, ale pytanie, że skoro są już takie potężne postaci, które zagarniają cały blogerski rynek – czy warto zaczynać w ogóle myśleć o tym, żeby pisać bloga w dzisiejszych czasach w 2020 r.?

Teoretycznie, powiedziałeś dobrze, jeśli chodzi o złotą dziesiątkę, ale takich bardzo parentingowych blogerów jest w niej tylko dwójka – Blog Ojciec i Malwina. Blogerzy parentingowi byli kiedyś chyba trochę mocniejsi, ale nie dlatego, że byli ciekawszymi autorami ale dlatego, że było ich dużo mniej. Kiedyś mogli się dużo łatwiej wyróżnić w blogosferze.

A pytanie o to, czy warto wciąż pisać blogi parentingowe to to pytanie, można zadać tak naprawdę o każdy gatunek w blogosferze. Tu odpowiedź i dzisiaj, jutro, 10 lat temu i za 10 lat, będzie prawdopodobnie taka sama. Warto, bo zawsze będzie zapotrzebowanie na nowych autorów.

My już nie żyjemy w epoce gwiazd, legend, które tworzą przez dziesiątki lat i wszyscy ich słuchają. My żyjemy w epoce autorów, którzy pojawiają się nagle, czasami  znikają równie szybko jak się pojawili (czasami dopiero po kilku latach). Nie ma czegoś takiego, że są ludzie z topu i na nim już zawsze pozostają.

Zawsze będzie zapotrzebowanie na nowych autorów

W takim razie, ile zajmuje dojście do takiego poziomu? Załóżmy, że na chwilę stanę się kobietą, odstawiam Ojcowską Stronę Mocy. Rodzę dziecko, kilka miesięcy po porodzie zaczynam stawać na nogi, wrzucam zdjęcia maluszka na Fejsa, dostaję serduszka i wpadam wtedy na genialny pomysł – będę pisać bloga o tym jak mój bąbelek się rozwija. Po roku, kiedy nawet rodzina przestaje lajkować, a nie dostałem żadnej próbki od firmy, produkującej kosmetyki – stwierdzam, że blogowanie jest przereklamowane. Jak zrobić, żeby się wybić? 

To proste – trzeba się uczyć tego. Wielu ludzi popełnia bardzo prosty błąd. To jest chyba najczęściej popełniany błąd, że my dopóki nie posiadamy Instagrama, Facebooka, YouTube czy bloga, wydaje nam się, że wszystko jest takie proste.

A co to za problem usiąść, napisać tekst na 2000-3000 znaków? To jest pół godziny roboty. Co to za problem wrzucić fotkę swojego dziecka, jak jest umazane czekoladą? To takie proste, zrobić fotkę w lustrze. Dopóki nie zaczynamy tego robić, nie wiemy, że to tak naprawdę, nie jest wcale tak łatwo.

Tutaj trzeba mieć kilka umiejętności. Nie tylko trzeba wiedzieć, w czym się jest dobrym. Wielu ludzi zakłada Instagrama, a wcale nie są dobrzy w robieniu zdjęć lub opisywaniu ich. Inni zakładają bloga, a wcale nie są dobrzy w pisaniu treści. Więc najpierw trzeba zdać sobie sprawę, w czym jestem dobry.

Czy podążam za zapachem pieniądza, za tłumem czy może za swoim talentem? Wielu początkujących nie podąża za swoim talentem. A jak już zaczynają coś robić, to nie rozwijają się w żaden sposób. Oni myślą, że popularność i pieniądze spadną po prostu z niego. Jeśli nie masz czytelników to co robisz, aby ich mieć?

To jest bardzo proste pytanie, które można zadać każdej osobie, która ma pretensję do siebie, czy do świata o to, że nie jest jeszcze popularna. Ja zadaje takiej osobie pytanie – co zrobiłaś w tym tygodniu, aby mieć więcej czytelników, widzów, słuchaczy?

Puściłem posta na blogu.

W jaki sposób puszczenie posta ma sprawić, że będziesz miał więcej czytelników?

Puszczę coś kontrowersyjnego i ludzie zaczną to szerować. 

To tak jakbyś chciał zacząć biegać, kupił sobie buty do biegania, położył je obok drzwi i po dwóch tygodniach zastanowił się, dlaczego jeszcze nie jesteś wysportowany? Tak to wygląda.

Wielu ludzi, nie rozumie, że w dzisiejszych czasach trzeba aktywnie pozyskiwać tych czytelników. Większość osób, która nie wybija się w blogosferze czy social mediach – nigdy nie pozyskiwała czytelników aktywnie, albo pozyskiwała ich w niewłaściwy sposób, bo nasłuchała się ekspertów, którzy mówili, że wystarczy pisać regularnie. Kiedyś ja tak samo mówiłem – jakieś 6 lat temu.

Wystarczyło wtedy pisać, nie było wielu narzędzi, reklam, nie mieliśmy tak bardzo rozwiniętych social mediów i tak dużej konkurencji. Teraz niestety ta konkurencja jest. Mamy na szczęście więcej narzędzi, ale troszkę trudniejszą drogę. My musimy aktywnie pozyskiwać tych czytelników.

Dziś regularność nie wystarcza, trzeba aktywnie pozyskiwać czytelników

Z tą wytrwałością to rzeczywiście, powtarza się to cały czas. Aktywnie i regularnie publikuj posty, codziennie wrzuć coś na social. W przypadku podcastów – powtarzana jest mantra – publikuj regularnie. Co tydzień, co dwa, co miesiąc – nieważne, ważna jest regularność. 

Tylko, że regularność to za mało wciąż. Sama publikacja jest zawieszona w próżni. Nie żyje swoim życiem, dopóki ktoś nie wprawi jej w ruch. Możesz to być Ty jako autor, np. kupując reklamę lub Twoi czytelnicy np. lajkując, komentując, udostępniając Twoją treść. Wtedy masz szansę na pozyskanie czytelnika.

Jeśli ja dzisiaj wrzucę sobie post o tytule „Ala ma kota” na fanpage i polajkują ten post, tylko osoby z mojego fanpage’a – to ja się nie rozwijam. Jeśli codziennie będę w ten sposób robił to wciąż nie będę się rozwijał.

Czy reklamy są jedynym sposobem, żeby jakoś popchnąć i się rozwijać, bez pisania kontrowersyjnych treści, do których z tego co pamiętam, nie zachęcasz tak mocno?

Nie jest to pytanie, na które ktokolwiek rozsądny może Ci odpowiedzieć w kilku zdaniach. Jest to pytanie, na które można napisać 10 książek. Na pewno ja Ci tego nie powiem. Mogę powiedzieć Ci tylko, że sposobów jest bardzo dużo.

Nie ma złotych sposobów i na pewno nie będziemy o tym rozmawiać. Zostawiam to innych ludziom, którym wydaje się, że są ekspertami. Oni mogą Ci powiedzieć, że bądź tu i tu, rób to i tamto, ale to nigdy nie będzie skuteczne.

Bądź wszędzie tam gdzie są Twoi potencjalni klienci.

Tak, można to skrócić do jednego zdania. Tylko, że ludzie i tak czekają na gwiazdkę z nieba. Przeciętny twórca, bloger, instagramer jest leniwą bestią. On wolałby tylko publikować i mieć z tego jakaś korzyść. W dzisiejszych czasach my musimy być dobrymi sprzedawcami treści. Nie wystarczy publikacja.

Musimy zajmować się aktywnym pozyskiwaniem naszych potencjalnych czytelników. Więc wchodzisz na Instagrama, wrzucasz fotkę – ona do nikogo nie dotrze, nie ma szans. Więc spróbuj nawiązać relacje z innymi osobami. Zacznij subskrybować 50 innych osób, regularnie codziennie albo u nich pisz, albo czasami ich udostępniaj, czasami ich polajkuj.

Pisz także do nich prywatnie. Nawiązuj te relacje. To jest jeden z bardzo skutecznych sposobów budowania zasięgu.

Jest wiele sposobów docierania do nowych czytelników, ale nie ma jednego idealnego.

Jak pomóc szczęściu?

Wydaje mi się, że też ważnym czynnikiem jest mieć trochę szczęścia, żeby w jakimś momencie opublikować coś, co gdzieś chwyci. Pamiętam u siebie taką sytuację, jak dwa lata temu, miałem 500 fanów i nagle wracam ze szkoły muzycznej, po odprowadzeniu dzieci, odpalam – patrzę 1500 fanów. Nagle szok, co się dzieje? Nie wiedziałem co się wydarzyło. Oczywiście dwa dni wcześniej opublikowałem film, który się dość mocno rozszedł – „jak dać dziecku klapsa?”. O takim dość kontrowersyjnym tytule. Jak to później przebadałem, udostępniły go 2 osoby o ogromnych zasięgach – Kamil Nowak (Blog Ojciec) i Superniania. To mnie jakoś tam pociągnęło i od tego czasu jakoś przekroczyłem te kilka tysięcy i rozwój na Facebooku się zaczął. Wtedy też stwierdziłem, że filmy są fajne, publikuje treści parentingowe w temacie coraz bardziej wchodzące w technologie i zastosowanie telefonów u dzieci, ale widzę, że czasami ludzi jak patrzą to czekają na gwiazdkę z nieba. Ja sam czasami tak myślę, że puszczę coś i niech to się rozejdzie. A to nie chwyta.

Mówisz tutaj o szczęściu i super strzale, że wybijemy się tym tekstem. Możemy na to czekać, ale Ty miałeś pomysł aby to pociągnąć. Codziennie ktoś wyskakuje z jakimś tematem, który jest powielany na social mediach lub przez tradycyjne media, ale następnego dnia już nikt o tej osobie nie pamięta. Także liczenie na szczęście, że wystrzelimy z jakimś tematem – tak, ale o wiele trudniej jest pociągnąć to, żeby zatrzymać tych ludzi u siebie.

Oni jednego dnia wejdą i tego samego dnia wyjdą, już nigdy nie wrócą. Powiedziałeś słowo – szczęście. Ono jest bardzo istotne. To nie jest tak, że trzeba mieć 5-10% szczęścia, żeby się wybić. Trzeba mieć tego szczęścia dużo więcej. Często jest tak, że osoby, którym się nie udało, tłumaczą sobie tym, że nie miały szczęścia.

Jest to oczywiście kłamstwo, ale jeśli tak się będą pocieszać to nie mój problem. Każda osoba, która wybija się w dzisiejszych czasach, nikt nie robi tego sam (obojętnie, czy spojrzymy na ludzi z mojego rankingu, czy z jakiś innych rankingów).

My się wybijamy w dużej mierze dzięki szczęściu. Dzięki temu, że wystrzelimy z jakimś chłonnym tematem, albo ktoś sławny nas zareklamuje. Bardzo wielu topowych blogerów, trafiło na czas, że jakieś osoby popularniejsze od nich, zalinkowały do nich, czy trafiły na dobry czas algorytmów. Ja miałem kiedyś taki czas na Facebooku, że algorytmy mnie bardzo lubiły, Facebook mnie bardzo lubił i mój fanpage i profil prywatny był stale w proponowanych.

Tysiące ludzi, dzięki temu do mnie dotarło.Także miałem szczęście akurat wtedy.

W Internecie nikt się nie wybija sam

Polska blogosfera na tle świata

Jak wygląda polska scena parentingowa na tle świata? Jak się wstuka „parenting blogs” w Google to wyskakuje setki, tysiące amerykańskich portali, które mają ogromne zasięgi. Czy my wobec nich raczkujemy czy trzymamy się mocno? Czy jesteś w stanie to jakoś ocenić?

Aż tak głęboko nie siedzę, żeby móc oceniać, ale z tego co widzę (bo obserwuję zagraniczną blogosferę i social media) to raczej tamci mogliby się od nas wiele nauczyć.

Nie tylko w gatunku parentingów, ale nasza blogosfera od wielu lat była dużo lepiej rozwiniętą blogosferą niż było to w innych krajach (zarówno europejskich jak i np. w Ameryce). Także naprawdę stoimy na bardzo wysokim poziomie pod każdym względem. 

Masz jakiś pomysł z czego to się bierze?

Nie, nie wiem. Przyczyn na pewno było wiele, dla których nasza blogosfera tak dobrze się sprofesjonalizowała. Także nie było jednej przyczyny. Przypuszczam, że wiele blogerek modowych, kosmetycznych, parentingowych, które biorą udział w różnych akcjach promocyjnych z zagranicznymi blogerami, potwierdzą Ci, że niekoniecznie powinniśmy mieć jakiekolwiek kompleksy wobec nich.

Pomijam tych największych, którzy mają miliony subskrybentów na Instagramie czy YouTube – to jest osobny gatunek, ale takich osób jest bardzo niewiele.

No tak, bo to jest już ogromna góra gór i szczyt szczytów.

U nas jest bardzo często bariera językowa. Jak ktoś prowadzi stronę, bloga, Instagram w języku angielskim to trafia do całego ciała. Jak prowadzi w języku polskim to zamykamy się w naszym języku.

Czasami próbujemy wejść oknem na rynek zachodni, stosując anglojęzyczne tagi czy angielskie opisy, ale to jest takie wchodzenie nie drzwiami wejściowymi tylko oknem. Naszą bolączką jest to, że ze względu na barierę językową, mamy dosyć ograniczony rynek.Gdyby nie bariera językowa to myślę, że wielu polskich blogerów i blogerek zrobiłoby furorę na świecie.

Polska blogosfera jest sprofesjonalizowana na wysokim poziomie

A są jacyś polscy blogerzy (nie tylko ze strefy parentingowej, ale z całej blogosfery polskiej), którzy publikują po angielsku i mają jakąś renomę na świecie?

Wiesz, że chyba nie znam ani jednej takiej osoby. Znam blogerów, którzy publikują po angielsku i osiągają jakieś tam sukcesy, ale nie znam ani jednego blogera, który bardzo by się wybił. Tylko, że my musimy tutaj wziąć pod uwagę, że są np. blogerki modowe, których bariera językowa nie jest aż takim problemem, np. Maffashion.

Ona ma bardzo zasięgowego Instagrama i nie wiem jaki jest podział u niej na polaków i osoby spoza Polski. Jestem przekonany, że ma bardzo wiele osób spoza Polski. Ale takich osób jak ona to jest niewiele. Odpowiedź na Twoje pytanie byłaby twierdząca, gdybym miał wskazać takie osoby jak Maffashion czy Jessica Mercedes Kirschner. To jest światowa czołówka. Tylko to są pojedyncze osoby. Nie ma tych osób zbyt wiele.

No tak, bo to wymaga zapewne jeszcze więcej pracy i wytrwałości, pomysłu na siebie i puszczania tego wszystkiego w eter. Nie tylko publikowanie po polsku, co też ja sam doświadczyłem jakie jest trudne. Tak samo jak na początku mówiłeś, wydaje nam się, że puścimy, napiszemy, co to za sztuka? Ale jak się wystrzelasz z pierwszych dziesięciu pomysłów, które masz w głowie, to potem robi się trochę taka pustka i zastanawiasz się o czym tu pisać.

Dokładnie tak jest. Wielu blogerów ma z tym problem, że zaczynają pisać, bo chcą wyrazić coś co tłumią w sobie. Okazuje się, że mają do wyrażenia zaledwie kilka pomysłów i wtedy giną. Ale to dobrze, że giną. To znaczy, że nie było to im pisane. Nie jest to wielki problem, jeżeli ktoś wyrzuci z siebie to co chciał i przestaje pisać. 

Może taka autoterapia po prostu.

Pewnie w jakiejś formie mogłaby to być autoterapia. Częściej zniechęcają się twórcy, ponieważ nie widzą efektów. Są zbyt niecierpliwi i myślą, że efekty szybko przyjdą. 

Myślę, że tutaj też działa to co się działo się w blogosferze, jeszcze zanim ja zacząłem stukać na komputerze, czyli ponad 10 lat temu, kiedy jakoś tak nagle poszedł bum, że blogerzy zarabiają mnóstwo pieniędzy, mają współpracę z wielkimi markami. To chyba w świadomości społecznej troszkę się utrzymuje. Ja oprócz tego, że prowadzę bloga to pracuję na stoczni, jestem inżynierem i czasami ludzie do mnie podchodzą i mówią: „O, Ty masz bloga, zarabiasz tam pewnie więcej niż w pracy”. Ja mówię: „No nie do końca. To tak nie działa”. 

No tak, kiedyś dosyć mocno i głośno krzyczeliśmy ile to jest pieniędzy w blogosferze, bo to napędzało rynek.

Brak cierpliwości i pomysłów jest przyczyną zniechęcenia wielu początkujących blogerów

Czy media społecznościowe zabiją blogi?

Zacznijmy od całej blogosfery. W którą stronę będziemy szli? Czy będzie wszystko raczej szło w sociale i same blogi będą szły w zapomnienie? To jedna rzecz, a druga dotyczy kwestii finansowych. Czy zaczną się wycofywać pieniądze z blogosfery, czy jednak one będą cały czas jakoś działały i ma to sens z finansowego punktu widzenia?

Mówiąc blogosfera, masz na myśli Instagram także? 

Tak.

Ok, bo z samych blogów, jako blogów to pieniądze odeszły już kilka lat temu. W którym kierunku będzie to szło? W żadnym nowym kierunku. Tak naprawdę kierunek rozwoju, nie wyznaczamy my, tylko wyznaczają nam szefowie Facebooka i Google’a. Oni decydują, w którym kierunku my sobie pójdziemy.

Według mnie, w najbliższym czasie, nie wiele się już zmieni. Coraz więcej osób będzie tworzyło treści efemeryczne, czyli treści, które znikają dosyć szybko, trwają przez moment. Więc to będzie taka blogosfera chwili niż blogosfera, w której mamy coś trwałego, stałego, wracamy w jakieś konkretne miejsce, gdzie będzie można sobie poczytać archiwalne teksty, przejrzeć co dana osoba robi na co dzień, czym się zajmuje. Będziemy szli w tym kierunku, że coraz więcej będziemy tworzyć treści chwilowych.

Ale raczej nic więcej się pod tym względem w najbliższym czasie nie zmieni. Na pewno będziemy odchodzić od blogów, bo nie za bardzo my je potrzebujemy w tej chwili. Ja sam nie prowadzę swojego bloga od dawna. Oczywiście, czasami coś tam napiszę, ale to już nie jest to co było jeszcze kilka lat temu. I to się nie zmieni, bo nie ma żadnej potrzeby wracania na blogi.

Niemniej, ktoś kto myśli o sobie przyszłościowo, kto chce prowadzić biznes to wydaje mi się, że musi mieć bloga lub przynajmniej stronę, która byłaby jakąś wizytówką, portfolio, swoistą bazą danego influencera. Sama sprzedaż jest wtedy łatwiejsza, jeśli ma się jakąś stronę.

Czyli myślisz, że kwestia sprzedawania własnych produktów jest tutaj jakimś kluczem? Bardzo dużo blogerów sprzedaje własne produkty i na tym zarabia, bardziej niż na współpracach komercyjnych. 

Tak, na współpracach komercyjnych już tak niewielu dużo zarabia. To już nie są te pieniądze co były kiedyś. Teraz rzeczywiście największe pieniądze są we własnych produktach i usługach i to się już chyba nigdy nie zmieni. Nie ma szans żeby to się zmieniło, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Tylko, że tworzenie produktów i usług to też jest dla mniejszości.

Na 100 blogerów, nie wiem czy nawet 1/3 jest w stanie stworzyć swoją usługę lub produkt. Tym i tak będzie zajmowała się mniejszość. Z każdym rokiem, będzie tego coraz więcej. Widać też, że jakość tych produktów i usług się obniża. Teraz coraz więcej jest blogerów, którzy nie przykładają dużej roli do jakości swoich produktów. Po prostu chcą coś wymusić szybko na rynek.

Youtuberzy zawsze tak robili, że jak chcieli zacząć zarabiać pieniądze to wypuszczali jakieś denne kubki, koszulki, wszystko w podłej jakości i wielu blogerów idzie teraz tym śladem. Byle szybko, coś tam wypuścić. Nie wiem co teraz jest akurat najmodniejsze. Koszulki i kubki były modne zawsze. Kalendarze, notesy też robią blogerzy. Ja sobie obiecuję, że zrobię swój notes i od 5 lat nie mogę go dokończyć projektować. Nie chcę wypuszczać czegoś co robią inni, wyrobić w tej samej jakości.

Tak, tylko niektórzy wychodzą z założenia, że wypuścić tzw. MVP (Minimum Valuable Product). Czyli puśćmy, a potem doskonalmy. Może to jest też znak czasu, że nie czekamy, aż dopieścimy produkt idealny, tylko puszczamy a potem go upgradujemy. Jak ludzie kupują to robimy lepszy.

Nie jest to moja filozofia. Spoko, nie przeszkadza mi, że tak ludzie robią, bo ja wtedy takich produktów po prostu nie kupuję. Natomiast nie jest to filozofia, którą bym pochwalał. To jest robienie w konia swoich czytelników, widzów. Wypuszczę jakieś gówno, bo jesteś frajerem, czytelnikiem i kupisz ode mnie wszystko. To nie jest w ogóle moja filozofia, ale takie osoby są. Właśnie o takich osobach przed chwilą mówiłem.

Zmierzamy w stronę blogosfery chwili – będziemy tworzyć coraz więcej treści chwilowych, efemerycznych

Największe błędy blogerów

Kilka błędów wymieniliśmy, m.in. ten brak pomysłu na siebie, brak cierpliwości, niepuszczanie w świat, nieszerowanie tego, sprzedawanie swoich treści. Czy jeszcze jakieś błędy blogerów (takie najpoważniejsze) jesteś w stanie wymienić?

O cierpliwości mówiliśmy, bo ona jest bardzo ważna. Błędem jest brak pewności siebie. Początkujący blogerzy mają ogromne kompleksy, wobec bardziej rozwiniętych blogerów. Chcą być tacy jak Ci bardziej rozwinięci.

Nie doceniają tego co już sami potrafią tworzyć. Wiele osób demotywuje się widząc, że mają gorszej jakości aparat, brzydkiego bloga postawionego na darmowym szablonie. Mają kompleksy wobec twórców. Już jak najszybciej chcą osiągnąć to lub powielić to, co inni twórcy zrobili.

Brak początkującym blogerom pewności, że muszą się na nikogo oglądać. Bo się oglądają cały czas i to jest głupie. To jest bardzo częsty błąd – porównują się.

Niecierpliwość, brak pewności siebie i porównywanie się do innych są największymi błędami początkujących blogerów

A może inspirują? Widzisz kogoś, kto ma np. 500 tys. zasięgu, mówisz: „Kurka wodna, też bym tak chciał. Ja mam 1 tys.”. Patrzysz co on robi, widzisz, że u niego to działa i kopiujesz.

Do tego momentu robisz wszystko dobrze. Tylko problem zaczyna się dla Ciebie wtedy, kiedy ta inspiracja zmienia się w demotywację. Kiedy wiesz, że Ty nie możesz mieć tego samego, co ma ten znany bloger. Wtedy po prostu demotywujesz się.

Tak jakby przestajesz być sobą, bo stajesz się coraz bardziej nim.

Przestajesz w ogóle być autorem. Przestajesz pisać. Bardzo często jest tak, że nawet oni nie zaczynają pisać, bo czekają aż wena spadnie z nieba, będzie ten właściwy moment, kupią sobie MacBooka, najnowszego iPhone’a.

Zawsze czekają na ten idealny moment, nie rozumiejąc, że większość współczesnych, topowych blogerów zaczynała od totalnej amatorki – brzydkich blogów, brzydkich zdjęć, brzydkich, źle napisanych topornych tekstów. Każdy z nich jakoś ewoluował do tego co ma teraz.

Początkujący blogerzy, bardzo często zapominają o tym jak istotna u twórcy jest ewolucja. On musi dopiero to zdobyć, poznać, doświadczyć. Nie jutro, pojutrze, a może dopiero za 2-3 lata. Więc jeśli ja, początkującej osobie powiem:

Słuchaj, jak zrobisz to to i to, to za jakieś 5-7 lat, będziesz miała tyle i tyle”

To mnie taka osoba wyśmieje. Taka osoba nie ma czasu i chęci, pracować 5-7 lat.

Dobry twórca musi wciąż ewoluować

Ja 7 lat czekałem aż wydam swoją pierwszą książkę. Tyle, że tutaj mamy rozróżnienie między osobą, która jest autorem a rzemieślnikiem. Właśnie w ten sposób poznaje się kogoś kto faktycznie chce tworzyć i czuje powołanie, a kimś kto po prostu chce zarobić albo być popularny.

Osoby z tej drugiej grupy, mają bardzo pod górkę. Wykładają się na pierwszej lepszej porażce i przestają pisać, nagrywać, fotografować bo to nigdy nie była ich pasja. To była ich pasja do momentu, kiedy wierzyli, że mogą coś osiągnąć. 

A dodatkowo, wydaje mi się, że odbiorcy to wyczują dość szybko, że komuś bardziej zależy na tym, żeby zarobić niż tworzyć i dawać coś od siebie.

Być może tak jest. Tylko nie wiem czy wtedy tym odbiorcom by to przeszkadzało. 

Chciałbym spiąć naszą rozmowę taką klamrą, bo zacząłeś od tego, że blogerzy się nie uczą, a chwilę wcześniej wspomniałeś słowo „wena”. Przypomniał mi się diagram weny. Tak, przyznaję się, że byłem na kursie Jasona Hunta o tym jak pisać bloga. Co prawda, zapisałem się rok, po tym jak założyłem, bo miałem takie podejście, że na razie nie inwestuję, bo zobaczę jak mi to będzie szło. Jeżeli nie wypalę się po tych kilku miesiącach, to wtedy zobaczę jak to robić lepiej.

Bardzo mądrze. Ja to doradzam ludziom, którzy do mnie piszą, czy np. powinni kupować szkolenie. Większość osób, które są w takim punkcie jak Ty byłeś wtedy. Ja im odradzam kupowanie moich szkoleń. Najpierw spróbuj. Czyli mówisz, że po roku?

Chcesz być autorem, czy rzemieślnikiem?

Wypalenie blogera

Tak, po roku się zdecydowałem na kurs Bloger i tam właśnie był diagram weny, czyli co pisać, kiedy nie masz pomysłu co pisać. Bardzo fajne, kilka razy tego użyłem i rzeczywiście pomaga. Jednak pisanie to jest pewne rzemiosło i my się musimy tego uczyć.

Cały czas musimy się uczyć. Powiedz mi, jak Ty zaczynałeś pisać, przez ten pierwszy rok – miałeś postawiony jakiś cel?

Na początku wymyśliłem sobie, że chcę się dzielić tym, że ojcostwo jest super i warto być dobrym ojcem. 

Co sprawiło, że się nie zniechęciłeś po pół roku?

Równo pół roku, miałem ten złoty strzał.

Dobra, po 5 miesiącach. Czemu po 5 miesiącach się nie zniechęciłeś?

Bo jeszcze stwierdziłem, że nie napisałem wszystkiego i jeszcze mi się to podoba, lubię to. Pieniędzy z tego nie było żadnych, ale też dużo inwestycji nie było, oprócz inwestycji czasowej, a mając dzieci to się mocno odbija na życiu. Ale po prostu stwierdziłem, że mam jeszcze coś do powiedzenia i chcę się tym dzielić. Uważam, że to o czym zacząłem pisać, czyli wprowadzanie dzieci w świat telefonów komórkowych, to było coś co uważam za rzecz ważną, trudną, społecznie potrzebą, a ona też dotykała nas. My w tym żyliśmy wtedy, ponieważ nasza córka dostała telefon kilka miesięcy wcześniej i robiliśmy kompletną sieczkę w naszej rodzinie z tym tematem. Mój blog później zaczął iść bardzo mocno w tą stronę. Więc czułem, że jeszcze nie wyczerpałem jeszcze tego tematu i wydawało mi się, że to jest ważne. Dlatego postanowiłem pisać o tym dalej.

A robiłeś to regularnie?

Z przerwami. Niestety nie tak regularnie jakbym chciał. Na początku założyłem sobie regularność – 2 posty tygodniowo. To spadło po 2-3 miesiącach (kiedy wystrzelałem się z tych 10 tematów) – wtedy było raz tygodniowo. Potem dołożyłem podcast. Wymyśliłem sobie, że jeszcze będę youtuberem, ale YouTube dość szybko mi padł, bo to jest zbyt angażujące. Robię co jakiś czas filmy krótkie, ale wrzucam je wtedy i na Facebooka, i na YouTuba. Podcast jest czymś, co stwierdziłem, że jest dla mnie formą wypowiedzi i twórczości, którą lubię. Pamiętam, jak oglądałem „Przystanek Alaska” i tam Chris o poranku, który nawijał i to było dla mnie takie fajne, troszkę romantyczne. W tym się teraz odnajduję. To jest coś co mnie kręci. Mam nadzieję, że nie przestanę. Czuję potrzebę taką też. Dostaję też feedback od ludzi i to jest coś co mi się podoba. W tej chwili mam na fanpagu 30 tys. osób i co jakiś czas dostaję proste wiadomości: „Słuchaj, napisałeś to i to, to mi pomogło, nie myślałem o tym, super, że to robisz.”. To jest coś co daje naprawdę kopa.

A przez te pierwsze miesiące na social mediach też pisałeś nie regularnie?

Ja z socialów mam tylko Facebooka. Nie mam Instagrama, co jest podobno moim wielkim grzechem, ale stwierdziłem, że nie ogarnę już tego, za dużo rzeczy naraz bym robił. Nie chcę robić tego byle jak i wrzucać zdjęć moich bąbelków, więc póki co podjąłem świadomą decyzję, że nie mam Instagrama. Na Facebooku tworzyłem regularnie, wrzucałem swoje przemyślenia, zacząłem tworzyć swoje grafiki, które jakoś tak się obrandowały z takimi dymkami. To żarło, bo tam było trochę humoru, takich przemyśleń.

A pisałeś codziennie, co dwa dni?

Nie, na Facebooku wtedy codziennie wrzucałem coś. Albo link do mojego artykułu albo cokolwiek tam wrzucałem.

No, to Ty pomagałeś swojemu szczęściu. Wiele osób, zaczynających pisanie bloga, myśli jak robić mniej. Zaczyna od zadawania mi pytania, czy wystarczy jeśli będę tyle i tyle pisał? Ja już wtedy wiem, że mam do czynienia z osobą, która tego szczęścia będzie potrzebowała dużo więcej, bo pasji jej zabraknie. 

Patrząc z tej perspektywy, to trzeba to lubić, bo łatwo się wypalić. Miałem taki moment, że odłożyłem bloga i Facebooka na miesiąc. Napisałem o tym, że potrzebuję odpoczynku, bo jakoś za mocno się w to zaangażowałem. Potem napisałem po miesiącu, nagrałem później podcast co mi to dało i to był bardzo fajny czas, bo sobie trochę rzeczy w życiu poukładałem.

Ale to jest inna bajka u Ciebie. Ty miałeś to wypalenie, które jeszcze jest naprawdę fajnym, konstruktywnym wypaleniem, bo Ty wróciłeś po tym wypaleniu silniejszy. Tak?

Tak mi się wydaje, że tak. 

Jestem pewien, że tak.

No właśnie. To było takie wypalenie, że Ty chciałeś wrócić. Tylko jeszcze nie wiedziałeś kiedy. Prawda?

Tak.

Wiele osób wypala się i już wie, że nie wrócą. Bo to po prostu była ich praca. Tworzenie nigdy nie może być pracą, bo prędzej czy później trafi się wypalenie, demotywacja, brak weny i wtedy taka osoba jest w dupie, nie poradzi sobie. Dopóki to jest pasja to nawet jak się wypalisz to Ty i tak będziesz od czasu do czasu, coś tam wrzucać, bo musisz to robić dla siebie. Taka osoba, potrzebuje dużo mniej szczęścia, żeby się wybić. Ta osoba będzie zawsze coś publikowała, zwiększając sobie szansę na to, że to szczęście się do tej osoby uśmiechnie.

Piękna puenta. 

Dziękuję Ci naprawdę za tą rozmowę. Jakbyś jeszcze mógł powiedzieć, tak na koniec, jeśli jest jakaś osoba w polskim Internecie, która nie wie, gdzie można Jasona Hunta znaleźć, to gdzie można i co można znaleźć o Tobie?

Jeśli ktoś chce coś poszukać o mnie to niech wejdzie sobie na stronę jasonhunt.studio. Tam jestem częściej niż na swoim blogu. 

Dzięki serdeczne za rozmowę i do zobaczenia.

Dziękuje bardzo. Do zobaczenia.

Tworzenie nigdy nie może być pracą, bo prędzej czy później trafi się wypalenie i trudno jest powrócić do pisania.

Zgadzasz się? Chcesz coś dodać?
A może gadam bzdury?

 Podziel się swoim doświadczeniem w komentarzu poniżej, napisz do mnie

i puść ten post dalej w świat:

Skoro doczytałeś do końca, to chyba Ci się podobało 😉 Pozwól zapoznać się z tym wpisem także Twoim znajomym:

Twoje dziecko ma już telefon? A może dopiero planujesz taki zakup? Dołącz do specjalnej grupy dla rodziców:

O mnie

Nazywam się Jarek Kania i pokazuję jak stać się rodzicem, jakiego sam chciałbyś mieć.

Zobacz więcej

Gość odcinka

Jason Hunt

Ojciec polskiej blogosfery, autor książek i kursów dla twórców internetowych. Ciężko odpoczywa 365 dni w roku.

    

Książki i kursy

Autorstwa Jasona

 

 

Spis treści

Więcej w temacie

Rodzicielskie wskazówki

Nowym artykułom często towarzyszą dodatkowe materiały z rodzicielskimi wskazówkami. Mogę Ci je wysyłać bezpośrednio na mejla. Chcesz?

Na początek otrzymasz ode mnie 3 soczyste ebooki.

Polub - to nie boli

Więcej inspiracji

Lubisz niespodzianki?

t

Kliknięcie znaku zapytania przeniesie Cię na losowo wybrany artykuł.

Daj się zaskoczyć 😉

Poznaj 6 zaskakujących sposobów, by Twoje dziecko mniej korzystało z telefonu.

Podaj swój adres email i już dziś zacznij zmieniać technologiczne nawyki w swojej rodzinie.

Udało się! Zgadnij kto właśnie napisał do Ciebie mejla ;)